Marzenia są niebezpieczne: parzą niczym ogień i czasami potrafią spalić.
-Arthur
Golden-
Pomieszczenie
było ciemne, przez zasłonięte okna nie przebijały się jasne
promyki słońca. Panujący mrok nadawał niezwykłej grozy temu, co
miało się wydarzyć. A owe wydarzenie było niezwykłe dla kilku
zgromadzonych tu osób.
Jedna
z nich, kobieta o kruczoczarnych włosach, splątanych i wyjących
się we wszystkie strony, siedziała niczym posąg na jednym z
krzeseł. Jej twarz, zwykle skora do okazywania wszelkich emocji, teraz
nie wyrażała nic. Szczery uśmiech zadowolenia ujawniła dopiero w
momencie otworzenia drzwi, przez które weszła postać w ciemnych
szatach.
Tuż
obok niej siedziała blond włosa dama. Nie chciała, by ktokolwiek
mógł poznać emocje, które tak głęboko skrywała w sobie, jednak
mimowolnie jej twarz pokrywała maska strachu i przerażenia. Co
chwilę nerwowo zerkała w stronę młodego mężczyzny opartego o
chłodną ścianę. Tak bardzo się o niego martwiła, że nie
potrafiła przyjąć tak dobrze wyćwiczonej przez nią pozy. Była
świadoma tego, co się stanie, wiedziała że jest to swego rodzaju
zemsta za poczynania jej męża. Wiedziała to, lecz w żaden sposób
nie mogła wykorzystać tej wiedzy. Nie potrafiła zapobiec wyrokowi
śmierci, który spadnie na jej syna. Była bezradna jak nigdy
przedtem.
W
momencie kiedy młodzieniec ujrzał wchodzącą postać, dumnie
wyprostował swoje ciało. Przez jego twarz przemknął krótki
uśmiech triumfu. Ostatni raz prześledził wzrokiem po wszystkich
zgromadzonych. Byli tu, by przyjąć w swe szeregi nowego członka,
jego. Będąc teraz w tej sali, nadal nie potrafił uwierzyć w to, że
jego marzenie się spełniło. Ojciec przez całe życie powtarzał,
że tylko Czarny Pan jest godny, by mu służyć. Gdy Draco pierwszy
raz usłyszał te słowa, postanowił, że kiedyś stanie w jego
szeregach i będzie walczył dla świata czarodzieje, będzie walczył
w imieniu Salazara Slytherina, by oczyścić świat ze szlam.
Czarny
Pan usiadł na zaszczytnym miejscu znajdującym się na małym
podeście. Lampa dająca mały promień światła, oświetliła teraz
jego bladą niczym śnieg twarz. Poza swoją posturą w żaden
sposób nie przypominał człowieka. Jego nos miał kształt wielkich nozdrzy, a oczy święciły się krwawo czerwonym blaskiem.
Draco
po raz pierwszy go widział, znał go tylko z opowieści. Ojciec
mówił mu, że kiedyś był inny, bardziej ludzki. Teraz przypominał
węża, był odrażający, lecz mimo to powiewała od niego aura
szacunku, którym trzeba go darzyć.
--
Gdzie jest Snape? -- Jego głos powiewał takim samym chłodem jak
wygląd.
Nikt
nie miał odwagi odpowiedzieć. Tylko czarownica o kruczoczarnych
włosach mruknęła pod nosem, że to jego strata.
--
Masz rację Bellatrix – ku jej zdziwieniu odpowiedział Czarny
Pan. -- Więc może zaczniemy... A więc Draco. – Jego wzrok
spoczął na młodzieńcu stojącym obok ściany. -- Podejdź do
mnie.
Przez
ułamek sekundy chłopak się zawahał. Poczuł strach paraliżujący
jego nogi i niespodziewane wrażenie, że zaraz może zginąć.
Przemógł to i ruszył przed siebie. Padł na kolana metr przed
Czarnym Panem.
– Słyszę
bicie twojego serca – powiedział Voldemort. -- Boisz się
Draconie?
Kolejny
raz się zawahał. Przez chwile chciał wstać i uciec z tego
miejsca, jednak po chwili się opamiętał. W duchu podziękował
ciotce, że nauczyła go oklumencji i nikt nie wie, co myśli.
Pokręcił
przecząco głową.
– To
dobrze. Nie możesz się bać, przed tobą wielkie i odpowiedzialne
zadanie – zaczął powoli mówić, wyraźnie akcentując każde
słowo, by do chłopaka dotarła wartość tej uroczystości. –
Wejdziesz w szeregi największej organizacji czarodziei, organizacji
do której wstęp mają tylko wybrani. Ty właśnie zostałeś
wybrany. – Spojrzał na pustą ścianę i przez chwile intensywnie
myślał. – No dobrze, skończmy już z tą farsą. Daj mi swoją
lewą rękę.
Draco
się bał. Jednak mimo to podgiął rękaw szaty i zbliżył się do
Czarnego Pana z wyciągniętą ręką. Wzdrygnął się, kiedy poczuł
dotyk chłodnych długich palców. Czuł, jak błądzą one po jego
przedramieniu. Uścisk się rozluźnił, jednak po chwili jego rękę
dotknęła różdżka. To był ostatni moment zawahania, ale nie
cofnął ręki, spiął tylko mięśnie, by zahamować trzęsieniu się
dłoni, jednak po chwili twarde jak kamień mięśnie rozluźniły
się.
Ból.
To
było jedyne, co wtedy czuł. Miał wrażenie, jakby ktoś rozcinał mu
skórę minimetr po minimetrze. A małe kawałeczki tworzyły jakiś
obraz. Czuł, jak żywy ogień wypala mu skórę. Zacisnął mocno
oczy, by jakoś znieść ten przeraźliwy ból. Nic nie pomagało.
Upadł
na podłogę i właśnie wtedy usłyszał przeraźliwy, mroczny
śmiech, który śni mu się po nocach.
~*~
Z
uwagą słuchał epickiego wprowadzenia do jego pierwszego zadania
jako śmierciożercy. Przed przyjściem tutaj zastanawiał się, co
będzie musiał zrobić. zabić jakiego mugola czy może jakąś
szlamę. Teraz przetwarzał słowa wypowiedziane przez Czarnego Pana.
– Będziesz
miał bardzo niezwykłe zadanie. Wprowadzisz śmierciożerców do
Hogwartu – powiedział.
Draco
uśmiechnął się, nie spodziewał się czegoś tak łatwego. W
duchu odetchnął z ulga, nie był gotowy na to, by pozbawić kogoś
życia.
– Ale
to nie wszystko, mój drogi – zaczął mówić dalej. - Zabijesz
Dumbledora.
Przez
krótką chwilę mina Draco zmieniła się o sto osiemdziesiąt
stopni. Radość została zastąpiona przez niedowierzanie.
– Musisz
to zrobić. Wszystkich dotyczy jedna i ta sama zasada. Dopóki
spełniasz moje polecenia, żyjesz, jeden mały błąd a czeka cię
wycieczka do świata zmarłych – powiedział Czarny Pan głosem
przepełnionym satysfakcją. - Możesz już iść.
Draconowi, pomimo chwiejnego kroku, udało się wyjść z pomieszczenia. Gdy
tylko drzwi się zamknęły, oparł się o chłodną ścianę i
spojrzał na swoje lewe przedramię. Czarny jak smoła wąż wił się
jak szalony, a Draco przez chwile miał wrażenie, jakby się
uśmiechał.
Panujący mrok nadawał niezwykłej grozy temu(,) co miało się wydarzyć.
OdpowiedzUsuńJej twarz(,) zwykle skora do okazywania wszelkich emocji(,) teraz nie wyrażała nic.
Nie chciałaby (Nie chciała, by) ktokolwiek mógł poznać emocje, które tak głęboko skrywała w sobie, jednak mimowolnie jej twarz pokrywała maska strachu i przerażenia.
Była świadoma tego(,) co się stanie, wiedziała że jest to swego rodzaju zemsta za poczynania jej męża.
W momencie kiedy młodzieniec ujrzał wchodzącą postać(,) dumnie wyprostował swoje ciało. Przez jego twarz PRZEMKNĄŁ krótki uśmiech triumfu. Ostatni raz PRZEMKNĄŁ wzrokiem po wszystkich zgromadzonych.
Byli tu(,) by przyjąć w swe szeregi nowego członka, jego. Będąc teraz w tej sali(,) nadal nie potrafił uwierzyć w to, że jego marzenie się spełniło. Ojciec przez całe życie powtarzał, że tylko Czarny Pan jest godny(,) by jemu (mu) służyć. Gdy Draco pierwszy raz usłyszał te słowa(,) postanowił, że kiedyś stanie w jego szeregach i będzie walczył dla świata czarodzieje (czarodziejów), będzie walczył w imieniu Salazara Slytherina(,) by oczyścić świat ze szlam.
Lampa dająca mały promień światła(,) oświetliła teraz jego bladą niczym śnieg twarz. Poza swoją posturą w żaden sposób nie PRZYPOMINAŁ człowiek. Jego nos PRZYPOMINAŁ wielkie nozdrza(,) a oczy święciły się krwawo czerwonym blaskiem.
W duchu podziękował ciotce, że nauczyła go oklumencji i nikt nie wie(,) co myśli.
Mówić(,) wyraźnie akcentując każde słowo, by do chłopaka dotarła wartość tej uroczystości.
Wzdrygnął się(,) kiedy poczuł dotyk chłodnych długich palców. Czuł(,) jak błądzą one po jego przedramieniu.
To był ostatni moment zawahania, ale nie cofnął ręki, spiął tylko mięśnie(,) by zahamować trzęsieniu się dłoni, jednak po chwili twarde jak kamień mięśnie rozluźniły się.
To było jedyne(,) co wtedy czuł. Miał wrażenie(,) jakby ktoś rozcinał mu skórę minimetr po minimetrze.
Czuł(,) jak żywy ogień wypala mu skórę. Zacisnął mocno oczy(,) by jakoś znieść ten przeraźliwy ból.
~*~
Z uwagą słuchał epickiego wprowadzenia do jego pierwszego zadania jako Śmierciożercy (śmierciożercy się pisze małą literą). Przed przyjściem tutaj zastanawiał się(,) co będzie musiał zrobić, zabić jakiego mugola, (bez przecinka) czy może jakąś szlamę.
W duchu odetchnął z ulga, nie był gotowy na to(,) by pozbawić kogoś życia.
Przez krótką chwilę mina Dracona (Draco) zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.
Dopóki spełniasz moje polecenia(,) żyjesz, jeden mały błąd a czeka cię wycieczka do świata zmarłych – powiedział Czarny Pan głosem przepełnionym satysfakcją. - Możesz już iść.
Draconowi(,) pomimo chwiejnego kroku(,) udało się wyjść z pomieszczenia. Gdy tylko drzwi się zamknęły(,) oparł się o chłodną ścianę i spojrzał na swoje lewe przedramię. Czarny jak smoła wąż wił się jak szalony, a Draco przez chwile miał wrażenie(,) jakby się uśmiechał.