17 lipca 2016

02: Skrzydło szpitalne

Gdy o tym myślę w głowie zamęt mam
śmiać się czy też włosy rwać...
Perfect „Raz po raz”


Kilka miesięcy później...

Oczy miał zamknięte, jednak jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Z trudem próbował przypomnieć sobie co się stało i jak znalazł się w skrzydle szpitalnym. Wertował swoją pamięć któryś raz z kolei kiedy znikąd pojawiło się to uczucie. Nienawiść i wraz z nią były wspomnienia, a w zasadzie to jedno.
Draco gwałtownie poruszył się na łóżku i szeroko otworzył oczy. Uderzyła go jasna biel sufitu i czyjeś głośne słowa, których nie zrozumiał.
- Nic Ci nie jest? Draco, proszę powiedz coś! - Dopiero na dźwięk swojego imienia spojrzał w bok.
Na małym krzesełku stojącym obok łóżka siedziała dziewczyna. Jej czarne włosy opadały na ramiona. Wyraz twarzy miała nietypowy, zamiast lekceważącego uśmiechu zagościło zatroskanie i strach.
- Nie masz nic lepszego do roboty? - odparł w jej stronę.
Zawsze mu się wydawało, że jego relacje z Pansy są takie same dla obu stron. Według niego była to czysta zabawa. Dopiero na piątym roku zdał sobie sprawę z tego, że dziewczyna się w nim podkochuje. To właśnie od tamtego momentu zaczął ją lekceważyć i krytykować w każdym nadarzającym się momencie. Wiedział, że nie może jej do siebie dopuścić.
A ona mimo to była tutaj jak gdyby nigdy nic.
- Nie! Zawsze musisz być taki nie miły?
- Taką już mam naturę. Chcę zostać sam – powiedział starając się jak najmocniej zaakcentować ostatnie zdanie.
Ślizgonka obdarzyła go pogardliwym spojrzeniem i opuściła pomieszczenie mocno trzaskając drzwiami.
Kiedy oddalające się kroki ucichły Draco przymknął oczy i wrócił do odzyskiwania swoich wspomnień. Jak przez mgłę widział łazienkę i rozmowę z Martą. Wiedział, że płakał, bo kolejna próba go zawiodła, jednak wciąż nie miał pojęcia jak znalazł się w skrzydle szpitalnym. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że mógł zapytać Pansy.
Odetchnął głęboko i po raz kolejny spróbował wrócić pamięcią do minionych wydarzeń. Cofał się w swoich wspomnieniach. Od nieudanej próby przypomnienia sobie czegoś do rozmowy z Parkinson.
Właśnie wtedy sobie przypomniał.
Łazienka, Marta.... i Potter!
Widział dokładnie jak wybraniec wszedł za nim do łazienki, jak go oskarżał, widział ich małą potyczkę. Pamiętał ten trium który odczuł, kiedy wydawało mu się że Potter przegrał. I wreszcie zobaczył wybrańca rzucającego jakieś nieznane zaklęcie i siebie upadającego na podłogę. Cała posadzka zalała się krwią, jego koszula z białej zrobiła się czerwona.
Lecz Draco nie wertował dalej swojej pamięci. Zatrzymał się na łzach które strumieniem wylewały my się spod powiek.
Okazał słabość – to było to co go najbardziej trapiło. Jak mógł dać się przyłapać na tym, że płacze. Jak w ogóle mógł płakać?
Do jego głowy napływały setki przeróżnych pytań, jednak on nie był wstanie odpowiedzieć na żadne. Leżał z kamienną twarzą i patrzył się w sufit. Nikt kto by na niego spojrzał nie przepuszczałby, że toczy się w nim wewnętrzna walka.
A on niczym w magicznym lustrze widział dwa różne odbicia. Jedno słabe, pogrążone w strachu. Patrzył na tą twarz i pomimo wielkiej niechęci dostrzegł siebie. Takiego jakim był, pełnego wrażliwości i nieszczęścia. Nie chciał takim być, patrzył na tego człowieka z wielką odrazą i pogardą.
Z drugiej strony lustra stała zaś zupełnie inna postać. Pełna dumy i wielkiej pewności siebie. Był to zwycięzca, osoba dążąca do wyżej określonych celów. Niczym maszyna konkretnie zaprogramowana, wykonująca konkretnie określone czynności. Lecz Draco widział w nim osobę szczęśliwą, otoczoną grupką ludzi, gotową na poświęcenia. Widział w lustrze maskę, którą tak dobrze nauczył się przybierać.
Świat to teatr”. To zdanie zadźwięczało mu w głowie. Pamiętał jak będąc dzieckiem przez przypadek zapuścił się na mugolską stronę świata. Spotkał wtedy starca. Nadal uważał, że był to dziwny człowiek. Opowiadał o byciu pielgrzymem. Mówił, że jest w tym coś pięknego, że w pewien sposób stajesz obok a nie ze światem. Właśnie wtedy powiedział to zdanie „ świat to teatr”. Powołał się wtedy na Szekspira. Draco nigdy się nikomu nie przyznał, ale przeczytał jego książki. Nie był tylko pewny czy właściwie je zrozumiał...
- Musisz wziąć leki, mój drogi – głoś pani Pomfrey pojawił się tuż nad nim.
Zamrugał powiekami ze zdziwieniem. Kiedy już udało mu się wrócić do rzeczywistości podniósł się na łóżku i oparł o poduszkę. Wziął do ręki kubek z eliksirem. Płyn wyglądał nieciekawie. Miał kolor lekko zielony, a konsystencję bagnistą. Apetycznie nie wyglądał, więc pacjent mimowolnie miał nieciekawą minę.
- Wiem,wygląda okropnie, ale pomoże! No raz, wypij.
Malfoy podniósł kubek do ust i upił mały łyk napoju. Wzdrygnął się i z trudem połknął to ohydztwo. Pani Pomfrey wciąż patrzyła na niego wymownie, więc wypił resztę jednym duszkiem i odstawił pusty kubek.
- No! I nie można było tak od razu?
- Nie – odwarknął, nadal czując w ustach obrzydliwy posmak.
Opadł na poduszkę i znieruchomiał. Przeleżał w tej pozycji prawie pięć minut. Kiedy wreszcie pielęgniarka opuściła salę podniósł się i usiadł. Oparł głowę o kolana, czując że wygina sobie kręgosłup. Zignorował ból i nie powrócił do poprzedniej pozycji. Leżał tak kilka minut próbując oczyścić umysł ze wszelkich myśli. Jednak ciągle przewijał mu się obraz potyczki z Potterem.
Wciąż nie mógł sobie wybaczyć okazania słabości przy największym wrogu. Tak bardzo nienawidził Pottera, jednak w tym momencie bardziej nienawidził samego siebie. Jak on, Draco Malfoy, Śmierciożerca mógł płakać!? Jak? 
Mimowolnie zaśmiał się w duchu. Zdawał sobie sprawę, że właśnie tam, w tej łazience był tym kim jest na prawdę. Przestraszonym dzieckiem, które dźwiga na barkach zbyt wiele. Ciągle czuł wiele wątpliwości, jednak pomimo wszystko wiedział, że nie można łamać złożonych obietnic, niezależnie od tego, jak mało wiedziało się o świecie w momencie ich składania.

Kiedy Draco ponownie wrócił do rzeczywistości, odpychając tym samym swoje myśli na bok, usłyszał skrzypienie drzwi oraz czyjeś kroki. Nie minęła jeszcze nawet sekunda a Pani Pomfrey już wybiegła ze swojego gabinetu głośno krzycząc.
- Nie, nie, nie! Dzisiaj już żadnych wizyt! - mówiła lekko poirytowanym głosem szybko biegnąc w stronę wejścia.
- Poppy. Muszę porozmawiać z Draconem. - Draco słysząc głos dyrektora poczuł nieprzyjemny dreszcz.
- Oczywiście, panie dyrektorze. Tylko proszę go nie męczyć.
Młody Malfoy słyszał zbliżające się kroki, jednak wciąż leżał z zamkniętymi oczyma. Usilnie próbował zasnąć, lecz organizm nie chciał go słuchać.
- Wiem, że nie śpisz – powiedział spokojnym głosem Dumbledore, siadając na małym krzesełku stojącym obok łóżka.
Draco nic nie odpowiedział. Otworzył oczy i skierował swoje chłodne spojrzenie w stronę dyrektora.
Milczeli. Każdy z nich zdawał sobie sprawę, że to jeden z tych momentów kiedy cisza jest niezręczna.
Musisz mi opowiedzieć co tam się naprawdę stało – zaczął po chwili Dumbledore.
- Profesor Snape chyba już wszystko powiedział.
- Tak, rozmawiałem z Severusem, ale chciałbym poznać twoją wersję.
Draco przez chwilę miał wrażenie jakby spojrzenie Dumbledora przeszywało go na wylot i widziało wszystko co on tak usilnie próbował schować.
- Byłem w łazience i zaatakował mnie Potter. Koniec całej historii – odparł blondyn usilnie sugerując, że nie ma ochoty na żadną rozmowę
- Dobrze wiesz, że to nie jest koniec.
- Powiedziałem wszystko, co mam w tej sprawię do powiedzenia. - Draco ledwo powstrzymał się by nie wybuchnąć.
- Rozumiem. Jeśli jednak zmienisz zdanie, wiesz gdzie możesz mnie znaleźć. - Dumbledore podniósł się z krzesła i ruszył w stronę wyjścia.
Gdy był już przy drzwiach zatrzymał się i spojrzał uważnie na młodzieńca leżącego na łóżku.
Pamiętaj, im bardziej zależy nam by coś ukryć tym bardziej staje się to widoczne dla otoczenia – powiedział i obdarzając Dracona lekkim uśmiechem opuścił pomieszczenie.
On Wie! Wiedział od początku!
Blondyn poczuł jak zalewa go ogromna fala gorąca. Dumbledore wie wszystko, o Czarnym Panie, o misji i o zamachu na jego życie.
Przez jedną chwile miał wrażenie, że cały świat się zawalił, że nie ma już nic. Jest stracony i zginie, jeśli nie Dumbledore go zabije to na pewno zrobi to Czarny Pan. W końcu nie wykonał zadania.
Po tym momencie zwątpienia dotarło do niego, że przecież dyrektor nic nie zrobił. Nawet jeśli wiedział nie wykorzystał swojej wiedzy. Można powiedzieć, że dał mu swoje przyzwolenie. Draco odetchnął z ulgą i wolny od zmartwień przymknął oczy.

Nie zauważył kiedy zasnął, lecz unosząc powieki dostrzegł jasną poświatę lampy stojącej na stoliku. Podniósł się na łokciach i usiadł na łóżku. Siedział tak przez chwilę zdmuchując z siebie resztki snu. Kiedy poczuł już władzę nad swoim ciałem postawił stopy na chłodną posadzkę i wstał.
W sali szpitalnej panowała cisza. Nie było zegarka, więc Draco nie miał pojęcia która jest godzina. Starając się robić jak najmniejszy hałas powoli ruszył w stronę drzwi.
- No kochasiu, nareszcie się obudziłeś! - krzyknęła nagle pielęgniarka wyskakując ze swojego pokoju.
Chłopak aż podskoczył ze strachu słysząc znienacka czyjś głos.
 - Miałam cię wcześniej wypisać, ale spałeś – kontynuowała niczym nie wzruszona pani Pomfrey. - No ale skoro już nie śpisz możesz już iść do swojego dormitorium, niestety ale jest już po osiemnastej więc na kolacje nie zdążysz.
Draco nic nie odpowiedział tylko wrócił do przed chwilą opuszczonego łóżka i wyjął spod niego swoją szatę. Schował się za parawan i szybko się przebrał. Szpitalne ubrania odrzucił na wymiętą pościel i wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego. Idąc już korytarzem dosłyszał słowa Pani Pomfrey „Co za brak kultury..”. Słysząc to tylko się zaśmiał i ruszył dalej.
Skręcił w prawo by dojść jak najszybciej do schodów. Nie zszedł jednak na dół, by dojść do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, tylko wspiął się na górę. Zatrzymał się dopiero na piątym piętrze. Niepostrzeżenie przeszedł się obok ściany na której po chwili ukazały się wielkie mosiężne drzwi.
Otworzył je i wszedł do ogromnego pomieszczenia w którym znaleźć można było dosłownie wszystko. Draco dobrze znając to pomieszczenie doskonale wiedział w którą stronę iść. Przemykał między regałami i stertami przeróżnych rzeczy. Szedł w zawrotnym tempie mało co nie zrzucając przedmiotów na około niego. Zwolnił kiedy ujrzał dużą szafę, stojącą samotnie wśród sterty zabawek.
Tym razem musi się udać – szepnął do siebie i otworzył drzwiczki szafy.

4 komentarze:

  1. Lubię w Draco to połączenie tajemniczości i nieprzewidywalności. To chyba nie będzie zaskakujące jak napiszę, że z ciekawością czekam jak rozwinie się akcja :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam postać Draco i wspaniale pokazałaś jego historię.
    W ogóle rozdział zawiera wszystko co lubię.
    Mroczność.
    Niebezpieczeństwo.
    Tajemnicę.
    Dodatkowo wspaniałe wykreowane postacie, które dają niesamowite odczucie dla czytelnika.
    I mi się to właśnie podobało.
    W końcu coś o Draco napisane z sensem i rozmysłem.
    Już dawno dawno nie czytałam czegoś równie dobrego.
    pozdrawiam mocno i życzę weny.

    www.pokochac-lotra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Z trudem próbował przypomnieć sobie(,) co się stało i jak znalazł się w skrzydle szpitalnym. Wertował swoją pamięć któryś raz z kolei(,) kiedy znikąd pojawiło się to uczucie.
    - Nic Ci (ci) nie jest?
    - Nie! Zawsze musisz być taki nie miły (niemiły)?
    - Taką już mam naturę. Chcę zostać sam – powiedział(,) starając się(,) jak najmocniej zaakcentować ostatnie zdanie.
    Ślizgonka obdarzyła go pogardliwym spojrzeniem i opuściła pomieszczenie(,) mocno trzaskając drzwiami.
    Kiedy oddalające się kroki ucichły(,) Draco przymknął oczy i wrócił do odzyskiwania swoich wspomnień.
    Wiedział, że płakał, bo kolejna próba go zawiodła, jednak wciąż nie miał pojęcia(,) jak znalazł się w skrzydle szpitalnym.
    Widział dokładnie(,) jak wybraniec wszedł za nim do łazienki, jak go oskarżał, widział ich małą potyczkę.
    Pamiętał ten trium(f) który odczuł, kiedy wydawało mu się(,) że Potter przegrał.
    Zatrzymał się na łzach(,) które strumieniem wylewały my się spod powiek.
    Okazał słabość – to było to(,) co go najbardziej trapiło.
    Do jego głowy napływały setki przeróżnych pytań, jednak on nie był wstanie (w stanie) odpowiedzieć na żadne.
    Nikt(,) kto by na niego spojrzał(,) nie przepuszczałby, że toczy się w nim wewnętrzna walka.
    A on(,) niczym w magicznym lustrze(,) widział dwa różne odbicia.
    Takiego jakim BYŁ, pełnego wrażliwości i nieszczęścia. Nie chciał takim BYĆ, patrzył na tego człowieka z wielką odrazą i pogardą.
    Pamiętał(,) jak będąc dzieckiem(,) przez przypadek zapuścił się na mugolską stronę świata. - Musisz wziąć leki, mój drogi(.) – (G)łoś pani Pomfrey pojawił się tuż nad nim.
    Kiedy już udało mu się wrócić do rzeczywistości(,) podniósł się na łóżku i oparł o poduszkę.
    Kiedy wreszcie pielęgniarka opuściła salę(,) podniósł się i usiadł.
    Oparł głowę o kolana, czując(,) że wygina sobie kręgosłup.
    Leżał tak kilka minut(,) próbując oczyścić umysł ze wszelkich myśli.
    Zdawał sobie sprawę, że właśnie tam, w tej łazience(,) był tym(,) kim jest naprawdę (naprawdę).
    Nie minęła jeszcze nawet sekunda(,) a Pani Pomfrey już wybiegła ze swojego gabinetu(,) głośno krzycząc.
    - Nie, nie, nie! Dzisiaj już żadnych wizyt! - mówiła lekko poirytowanym głosem(,) szybko biegnąc w stronę wejścia.
    - Poppy. Muszę porozmawiać z Draconem. - Draco słysząc głos dyrektora(,) poczuł nieprzyjemny dreszcz.
    - Musisz mi opowiedzieć(,) co tam się naprawdę stało – zaczął po chwili Dumbledore.
    Draco przez chwilę miał wrażenie(,) jakby spojrzenie Dumbledora (Dumbledore’a) przeszywało go na wylot i widziało wszystko(,) co on tak usilnie próbował schować.
    - Byłem w łazience i zaatakował mnie Potter. Koniec całej historii – odparł blondyn(,) usilnie sugerując, że nie ma ochoty na żadną rozmowę
    Draco ledwo powstrzymał się(,) by nie wybuchnąć.
    - Rozumiem. Jeśli jednak zmienisz zdanie, wiesz(,) gdzie możesz mnie znaleźć. - Dumbledore podniósł się z krzesła i ruszył w stronę wyjścia.
    Gdy był już przy drzwiach(,) zatrzymał się i spojrzał uważnie na młodzieńca leżącego na łóżku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Pamiętaj, im bardziej zależy nam(,) by coś ukryć(,) tym bardziej staje się to widoczne dla otoczenia – powiedział i obdarzając Dracona lekkim uśmiechem(,) opuścił pomieszczenie.
      Blondyn poczuł(,) jak zalewa go ogromna fala gorąca. Dumbledore wie wszystko, (bez przecinka)o Czarnym Panie, o misji i o zamachu na jego życie.
      Jest stracony i zginie, jeśli nie Dumbledore go zabij(,)e to na pewno zrobi to Czarny Pan.
      Nawet jeśli wiedział(,) nie wykorzystał swojej wiedzy.
      Nie zauważył(,) kiedy zasnął, lecz unosząc powieki(,) dostrzegł jasną poświatę lampy stojącej na stoliku.
      Siedział tak przez chwilę(,) zdmuchując z siebie resztki snu. Kiedy poczuł już władzę nad swoim ciałem(,) postawił stopy na chłodną posadzkę i wstał.
      Nie było zegarka, więc Draco nie miał pojęcia(,) która jest godzina. Starając się robić jak najmniejszy hałas(,) powoli ruszył w stronę drzwi.
      - No kochasiu, nareszcie się obudziłeś! - krzyknęła nagle pielęgniarka(,) wyskakując ze swojego pokoju.
      Chłopak aż podskoczył ze strachu(,) słysząc znienacka czyjś głos.
      - Miałam cię wcześniej wypisać, ale spałeś – kontynuowała niczym nie wzruszona (niewzruszona) pani Pomfrey. - No ale skoro już nie śpisz(,) możesz już iść do swojego dormitorium, niestety(,) ale jest już po osiemnastej(,) więc na kolacje nie zdążysz.
      Draco nic nie odpowiedział(,) tylko wrócił do przed chwilą opuszczonego łóżka i wyjął spod niego swoją szatę.
      Idąc już korytarzem(,) dosłyszał słowa Pani Pomfrey „Co za brak kultury..”. Słysząc to(,) tylko się zaśmiał i ruszył dalej.
      Skręcił w prawo(,) by dojść jak najszybciej do schodów.
      Niepostrzeżenie przeszedł się obok ściany(,) na której po chwili ukazały się wielkie mosiężne drzwi.
      Otworzył je i wszedł do ogromnego pomieszczenia(,) w którym znaleźć można było dosłownie wszystko.
      Draco dobrze znając to pomieszczenie doskonale(,) wiedział(,) w którą stronę iść.
      Szedł w zawrotnym tempie(,) mało co nie zrzucając przedmiotów na około niego. Zwolnił (,) kiedy ujrzał dużą szafę, stojącą samotnie wśród sterty zabawek.

      Usuń