Gdy
o tym myślę w głowie zamęt mam
śmiać się czy też włosy rwać...
śmiać się czy też włosy rwać...
Perfect
„Raz po raz”
Kilka miesięcy później...
Oczy miał zamknięte, jednak jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Z trudem próbował przypomnieć sobie co się stało i jak znalazł się w skrzydle szpitalnym. Wertował swoją pamięć któryś raz z kolei kiedy znikąd pojawiło się to uczucie. Nienawiść i wraz z nią były wspomnienia, a w zasadzie to jedno.
Oczy miał zamknięte, jednak jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Z trudem próbował przypomnieć sobie co się stało i jak znalazł się w skrzydle szpitalnym. Wertował swoją pamięć któryś raz z kolei kiedy znikąd pojawiło się to uczucie. Nienawiść i wraz z nią były wspomnienia, a w zasadzie to jedno.
Draco
gwałtownie poruszył się na łóżku i szeroko otworzył oczy.
Uderzyła go jasna biel sufitu i czyjeś głośne słowa, których
nie zrozumiał.
- Nic
Ci nie jest? Draco, proszę powiedz coś! - Dopiero na dźwięk
swojego imienia spojrzał w bok.
Na
małym krzesełku stojącym obok łóżka siedziała dziewczyna. Jej
czarne włosy opadały na ramiona. Wyraz twarzy miała nietypowy,
zamiast lekceważącego uśmiechu zagościło zatroskanie i strach.
- Nie
masz nic lepszego do roboty? - odparł w jej stronę.
Zawsze
mu się wydawało, że jego relacje z Pansy są takie same dla obu
stron. Według niego była to czysta zabawa. Dopiero na piątym roku
zdał sobie sprawę z tego, że dziewczyna się w nim podkochuje. To
właśnie od tamtego momentu zaczął ją lekceważyć i krytykować
w każdym nadarzającym się momencie. Wiedział, że nie może jej do siebie dopuścić.
A ona mimo to była tutaj jak gdyby nigdy nic.
A ona mimo to była tutaj jak gdyby nigdy nic.
- Nie!
Zawsze musisz być taki nie miły?
- Taką już mam naturę. Chcę zostać sam – powiedział starając się jak najmocniej zaakcentować ostatnie zdanie.
- Taką już mam naturę. Chcę zostać sam – powiedział starając się jak najmocniej zaakcentować ostatnie zdanie.
Ślizgonka
obdarzyła go pogardliwym spojrzeniem i opuściła pomieszczenie
mocno trzaskając drzwiami.
Kiedy
oddalające się kroki ucichły Draco przymknął oczy i wrócił do
odzyskiwania swoich wspomnień. Jak przez mgłę widział łazienkę
i rozmowę z Martą. Wiedział, że płakał, bo kolejna próba go
zawiodła, jednak wciąż nie miał pojęcia jak znalazł się w
skrzydle szpitalnym. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że
mógł zapytać Pansy.
Odetchnął
głęboko i po raz kolejny spróbował wrócić pamięcią do
minionych wydarzeń. Cofał się w swoich wspomnieniach. Od
nieudanej próby przypomnienia sobie czegoś do rozmowy z Parkinson.
Właśnie
wtedy sobie przypomniał.
Łazienka,
Marta.... i Potter!
Widział
dokładnie jak wybraniec wszedł za nim do łazienki, jak go
oskarżał, widział ich małą potyczkę. Pamiętał ten trium
który odczuł, kiedy wydawało mu się że Potter przegrał. I
wreszcie zobaczył wybrańca rzucającego jakieś nieznane zaklęcie
i siebie upadającego na podłogę. Cała posadzka zalała się
krwią, jego koszula z białej zrobiła się czerwona.
Lecz
Draco nie wertował dalej swojej pamięci. Zatrzymał się na łzach
które strumieniem wylewały my się spod powiek.
Okazał
słabość – to było to co go najbardziej trapiło. Jak mógł
dać się przyłapać na tym, że płacze. Jak w ogóle mógł
płakać?
Do
jego głowy napływały setki przeróżnych pytań, jednak on nie
był wstanie odpowiedzieć na żadne. Leżał z kamienną twarzą i
patrzył się w sufit. Nikt kto by na niego spojrzał nie
przepuszczałby, że toczy się w nim wewnętrzna walka.
A
on niczym w magicznym lustrze widział dwa różne odbicia. Jedno
słabe, pogrążone w strachu. Patrzył na tą twarz i pomimo
wielkiej niechęci dostrzegł siebie. Takiego jakim był, pełnego
wrażliwości i nieszczęścia. Nie chciał takim być, patrzył na
tego człowieka z wielką odrazą i pogardą.
Z
drugiej strony lustra stała zaś zupełnie inna postać. Pełna
dumy i wielkiej pewności siebie. Był to zwycięzca, osoba dążąca
do wyżej określonych celów. Niczym maszyna konkretnie
zaprogramowana, wykonująca konkretnie określone czynności. Lecz
Draco widział w nim osobę szczęśliwą, otoczoną grupką ludzi,
gotową na poświęcenia. Widział w lustrze maskę, którą tak
dobrze nauczył się przybierać.
„Świat
to teatr”. To zdanie zadźwięczało mu w głowie. Pamiętał jak
będąc dzieckiem przez przypadek zapuścił się na mugolską
stronę świata. Spotkał wtedy starca. Nadal uważał, że był to
dziwny człowiek. Opowiadał o byciu pielgrzymem. Mówił, że jest
w tym coś pięknego, że w pewien sposób stajesz obok a nie ze
światem. Właśnie wtedy powiedział to zdanie „ świat to
teatr”. Powołał się wtedy na Szekspira. Draco nigdy się nikomu
nie przyznał, ale przeczytał jego książki. Nie był tylko pewny
czy właściwie je zrozumiał...
- Musisz
wziąć leki, mój drogi – głoś pani Pomfrey pojawił się tuż
nad nim.
Zamrugał
powiekami ze zdziwieniem. Kiedy już udało mu się wrócić do
rzeczywistości podniósł się na łóżku i oparł o poduszkę.
Wziął do ręki kubek z eliksirem. Płyn wyglądał nieciekawie.
Miał kolor lekko zielony, a konsystencję bagnistą. Apetycznie nie
wyglądał, więc pacjent mimowolnie miał nieciekawą minę.
- Wiem,wygląda
okropnie, ale pomoże! No raz, wypij.
Malfoy
podniósł kubek do ust i upił mały łyk napoju. Wzdrygnął się
i z trudem połknął to ohydztwo. Pani Pomfrey
wciąż patrzyła na niego wymownie, więc wypił resztę jednym
duszkiem i odstawił pusty kubek.
- No! I nie można było tak od razu?
- No! I nie można było tak od razu?
-
Nie – odwarknął, nadal czując w ustach obrzydliwy posmak.
Opadł
na poduszkę i znieruchomiał. Przeleżał w tej pozycji prawie pięć
minut. Kiedy wreszcie pielęgniarka opuściła salę podniósł się
i usiadł. Oparł głowę o kolana, czując że wygina sobie
kręgosłup. Zignorował ból i nie powrócił do poprzedniej
pozycji. Leżał tak kilka minut próbując oczyścić umysł ze
wszelkich myśli. Jednak ciągle przewijał mu się obraz potyczki z
Potterem.
Wciąż nie mógł sobie wybaczyć okazania słabości przy największym wrogu. Tak bardzo nienawidził Pottera, jednak w tym momencie bardziej nienawidził samego siebie. Jak on, Draco Malfoy, Śmierciożerca mógł płakać!? Jak?
Wciąż nie mógł sobie wybaczyć okazania słabości przy największym wrogu. Tak bardzo nienawidził Pottera, jednak w tym momencie bardziej nienawidził samego siebie. Jak on, Draco Malfoy, Śmierciożerca mógł płakać!? Jak?
Mimowolnie zaśmiał się w duchu. Zdawał sobie sprawę, że właśnie tam, w tej łazience był tym kim jest na prawdę. Przestraszonym dzieckiem, które dźwiga na barkach zbyt wiele. Ciągle czuł wiele wątpliwości, jednak pomimo wszystko wiedział, że nie można łamać złożonych obietnic, niezależnie od tego, jak mało wiedziało się o świecie w momencie ich składania.
Kiedy
Draco ponownie wrócił do rzeczywistości, odpychając tym samym
swoje myśli na bok, usłyszał skrzypienie drzwi oraz czyjeś kroki.
Nie minęła jeszcze nawet sekunda a Pani Pomfrey już wybiegła ze
swojego gabinetu głośno krzycząc.
-
Nie, nie, nie! Dzisiaj już żadnych wizyt! - mówiła lekko
poirytowanym głosem szybko biegnąc w stronę wejścia.
- Poppy. Muszę porozmawiać z Draconem. - Draco słysząc głos dyrektora poczuł nieprzyjemny dreszcz.
- Poppy. Muszę porozmawiać z Draconem. - Draco słysząc głos dyrektora poczuł nieprzyjemny dreszcz.
-
Oczywiście, panie dyrektorze. Tylko proszę go nie męczyć.
Młody
Malfoy słyszał zbliżające się kroki, jednak wciąż leżał z
zamkniętymi oczyma. Usilnie próbował zasnąć, lecz organizm nie
chciał go słuchać.
- Wiem, że nie śpisz – powiedział spokojnym głosem Dumbledore, siadając na małym krzesełku stojącym obok łóżka.
- Wiem, że nie śpisz – powiedział spokojnym głosem Dumbledore, siadając na małym krzesełku stojącym obok łóżka.
Draco
nic nie odpowiedział. Otworzył oczy i skierował swoje chłodne
spojrzenie w stronę dyrektora.
Milczeli.
Każdy z nich zdawał sobie sprawę, że to jeden z tych momentów
kiedy cisza jest niezręczna.
- Musisz
mi opowiedzieć co tam się naprawdę stało – zaczął po chwili
Dumbledore.
- Profesor
Snape chyba już wszystko powiedział.
- Tak,
rozmawiałem z Severusem, ale chciałbym poznać twoją wersję.
Draco
przez chwilę miał wrażenie jakby spojrzenie Dumbledora przeszywało
go na wylot i widziało wszystko co on tak usilnie próbował
schować.
- Byłem
w łazience i zaatakował mnie Potter. Koniec całej historii –
odparł blondyn usilnie sugerując, że nie ma ochoty na żadną
rozmowę
- Dobrze
wiesz, że to nie jest koniec.
- Powiedziałem
wszystko, co mam w tej sprawię do powiedzenia. - Draco ledwo
powstrzymał się by nie wybuchnąć.
- Rozumiem.
Jeśli jednak zmienisz zdanie, wiesz gdzie możesz mnie znaleźć. -
Dumbledore podniósł się z krzesła i ruszył w stronę wyjścia.
Gdy
był już przy drzwiach zatrzymał się i spojrzał uważnie na
młodzieńca leżącego na łóżku.
- Pamiętaj,
im bardziej zależy nam by coś ukryć tym bardziej staje się to
widoczne dla otoczenia – powiedział i obdarzając Dracona lekkim
uśmiechem opuścił pomieszczenie.
On
Wie! Wiedział od początku!
Blondyn
poczuł jak zalewa go ogromna fala gorąca. Dumbledore wie wszystko,
o Czarnym Panie, o misji i o zamachu na jego życie.
Przez
jedną chwile miał wrażenie, że cały świat się zawalił,
że nie ma już nic. Jest stracony i zginie, jeśli nie Dumbledore
go zabije to na pewno zrobi to Czarny Pan. W końcu nie wykonał
zadania.
Po
tym momencie zwątpienia dotarło do niego, że przecież dyrektor
nic nie zrobił. Nawet jeśli wiedział nie wykorzystał swojej
wiedzy. Można powiedzieć, że dał mu swoje przyzwolenie. Draco
odetchnął z ulgą i wolny od zmartwień przymknął oczy.
Nie
zauważył kiedy zasnął, lecz unosząc powieki dostrzegł jasną
poświatę lampy stojącej na stoliku. Podniósł się na łokciach i
usiadł na łóżku. Siedział tak przez chwilę zdmuchując z siebie
resztki snu. Kiedy poczuł już władzę nad swoim ciałem postawił
stopy na chłodną posadzkę i wstał.
W
sali szpitalnej panowała cisza. Nie było zegarka, więc Draco nie
miał pojęcia która jest godzina. Starając się robić jak
najmniejszy hałas powoli ruszył w stronę drzwi.
- No
kochasiu, nareszcie się obudziłeś! - krzyknęła nagle
pielęgniarka wyskakując ze swojego pokoju.
Chłopak
aż podskoczył ze strachu słysząc znienacka czyjś głos.
- Miałam
cię wcześniej wypisać, ale spałeś – kontynuowała niczym nie
wzruszona pani Pomfrey. - No ale skoro już nie śpisz możesz już
iść do swojego dormitorium, niestety ale jest już po osiemnastej
więc na kolacje nie zdążysz.
Draco
nic nie odpowiedział tylko wrócił do przed chwilą opuszczonego
łóżka i wyjął spod niego swoją szatę. Schował się za parawan
i szybko się przebrał. Szpitalne ubrania odrzucił na wymiętą
pościel i wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego. Idąc już korytarzem
dosłyszał słowa Pani Pomfrey „Co za brak kultury..”. Słysząc
to tylko się zaśmiał i ruszył dalej.
Skręcił
w prawo by dojść jak najszybciej do schodów. Nie zszedł jednak na
dół, by dojść do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, tylko wspiął
się na górę. Zatrzymał się dopiero na piątym piętrze.
Niepostrzeżenie przeszedł się obok ściany na której po chwili
ukazały się wielkie mosiężne drzwi.
Otworzył
je i wszedł do ogromnego pomieszczenia w którym znaleźć można
było dosłownie wszystko. Draco dobrze znając to pomieszczenie
doskonale wiedział w którą stronę iść. Przemykał między
regałami i stertami przeróżnych rzeczy. Szedł w zawrotnym tempie
mało co nie zrzucając przedmiotów na około niego. Zwolnił kiedy
ujrzał dużą szafę, stojącą samotnie wśród sterty zabawek.
- Tym
razem musi się udać – szepnął do siebie i otworzył drzwiczki
szafy.
Lubię w Draco to połączenie tajemniczości i nieprzewidywalności. To chyba nie będzie zaskakujące jak napiszę, że z ciekawością czekam jak rozwinie się akcja :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam postać Draco i wspaniale pokazałaś jego historię.
OdpowiedzUsuńW ogóle rozdział zawiera wszystko co lubię.
Mroczność.
Niebezpieczeństwo.
Tajemnicę.
Dodatkowo wspaniałe wykreowane postacie, które dają niesamowite odczucie dla czytelnika.
I mi się to właśnie podobało.
W końcu coś o Draco napisane z sensem i rozmysłem.
Już dawno dawno nie czytałam czegoś równie dobrego.
pozdrawiam mocno i życzę weny.
www.pokochac-lotra.blogspot.com
Z trudem próbował przypomnieć sobie(,) co się stało i jak znalazł się w skrzydle szpitalnym. Wertował swoją pamięć któryś raz z kolei(,) kiedy znikąd pojawiło się to uczucie.
OdpowiedzUsuń- Nic Ci (ci) nie jest?
- Nie! Zawsze musisz być taki nie miły (niemiły)?
- Taką już mam naturę. Chcę zostać sam – powiedział(,) starając się(,) jak najmocniej zaakcentować ostatnie zdanie.
Ślizgonka obdarzyła go pogardliwym spojrzeniem i opuściła pomieszczenie(,) mocno trzaskając drzwiami.
Kiedy oddalające się kroki ucichły(,) Draco przymknął oczy i wrócił do odzyskiwania swoich wspomnień.
Wiedział, że płakał, bo kolejna próba go zawiodła, jednak wciąż nie miał pojęcia(,) jak znalazł się w skrzydle szpitalnym.
Widział dokładnie(,) jak wybraniec wszedł za nim do łazienki, jak go oskarżał, widział ich małą potyczkę.
Pamiętał ten trium(f) który odczuł, kiedy wydawało mu się(,) że Potter przegrał.
Zatrzymał się na łzach(,) które strumieniem wylewały my się spod powiek.
Okazał słabość – to było to(,) co go najbardziej trapiło.
Do jego głowy napływały setki przeróżnych pytań, jednak on nie był wstanie (w stanie) odpowiedzieć na żadne.
Nikt(,) kto by na niego spojrzał(,) nie przepuszczałby, że toczy się w nim wewnętrzna walka.
A on(,) niczym w magicznym lustrze(,) widział dwa różne odbicia.
Takiego jakim BYŁ, pełnego wrażliwości i nieszczęścia. Nie chciał takim BYĆ, patrzył na tego człowieka z wielką odrazą i pogardą.
Pamiętał(,) jak będąc dzieckiem(,) przez przypadek zapuścił się na mugolską stronę świata. - Musisz wziąć leki, mój drogi(.) – (G)łoś pani Pomfrey pojawił się tuż nad nim.
Kiedy już udało mu się wrócić do rzeczywistości(,) podniósł się na łóżku i oparł o poduszkę.
Kiedy wreszcie pielęgniarka opuściła salę(,) podniósł się i usiadł.
Oparł głowę o kolana, czując(,) że wygina sobie kręgosłup.
Leżał tak kilka minut(,) próbując oczyścić umysł ze wszelkich myśli.
Zdawał sobie sprawę, że właśnie tam, w tej łazience(,) był tym(,) kim jest naprawdę (naprawdę).
Nie minęła jeszcze nawet sekunda(,) a Pani Pomfrey już wybiegła ze swojego gabinetu(,) głośno krzycząc.
- Nie, nie, nie! Dzisiaj już żadnych wizyt! - mówiła lekko poirytowanym głosem(,) szybko biegnąc w stronę wejścia.
- Poppy. Muszę porozmawiać z Draconem. - Draco słysząc głos dyrektora(,) poczuł nieprzyjemny dreszcz.
- Musisz mi opowiedzieć(,) co tam się naprawdę stało – zaczął po chwili Dumbledore.
Draco przez chwilę miał wrażenie(,) jakby spojrzenie Dumbledora (Dumbledore’a) przeszywało go na wylot i widziało wszystko(,) co on tak usilnie próbował schować.
- Byłem w łazience i zaatakował mnie Potter. Koniec całej historii – odparł blondyn(,) usilnie sugerując, że nie ma ochoty na żadną rozmowę
Draco ledwo powstrzymał się(,) by nie wybuchnąć.
- Rozumiem. Jeśli jednak zmienisz zdanie, wiesz(,) gdzie możesz mnie znaleźć. - Dumbledore podniósł się z krzesła i ruszył w stronę wyjścia.
Gdy był już przy drzwiach(,) zatrzymał się i spojrzał uważnie na młodzieńca leżącego na łóżku.
- Pamiętaj, im bardziej zależy nam(,) by coś ukryć(,) tym bardziej staje się to widoczne dla otoczenia – powiedział i obdarzając Dracona lekkim uśmiechem(,) opuścił pomieszczenie.
UsuńBlondyn poczuł(,) jak zalewa go ogromna fala gorąca. Dumbledore wie wszystko, (bez przecinka)o Czarnym Panie, o misji i o zamachu na jego życie.
Jest stracony i zginie, jeśli nie Dumbledore go zabij(,)e to na pewno zrobi to Czarny Pan.
Nawet jeśli wiedział(,) nie wykorzystał swojej wiedzy.
Nie zauważył(,) kiedy zasnął, lecz unosząc powieki(,) dostrzegł jasną poświatę lampy stojącej na stoliku.
Siedział tak przez chwilę(,) zdmuchując z siebie resztki snu. Kiedy poczuł już władzę nad swoim ciałem(,) postawił stopy na chłodną posadzkę i wstał.
Nie było zegarka, więc Draco nie miał pojęcia(,) która jest godzina. Starając się robić jak najmniejszy hałas(,) powoli ruszył w stronę drzwi.
- No kochasiu, nareszcie się obudziłeś! - krzyknęła nagle pielęgniarka(,) wyskakując ze swojego pokoju.
Chłopak aż podskoczył ze strachu(,) słysząc znienacka czyjś głos.
- Miałam cię wcześniej wypisać, ale spałeś – kontynuowała niczym nie wzruszona (niewzruszona) pani Pomfrey. - No ale skoro już nie śpisz(,) możesz już iść do swojego dormitorium, niestety(,) ale jest już po osiemnastej(,) więc na kolacje nie zdążysz.
Draco nic nie odpowiedział(,) tylko wrócił do przed chwilą opuszczonego łóżka i wyjął spod niego swoją szatę.
Idąc już korytarzem(,) dosłyszał słowa Pani Pomfrey „Co za brak kultury..”. Słysząc to(,) tylko się zaśmiał i ruszył dalej.
Skręcił w prawo(,) by dojść jak najszybciej do schodów.
Niepostrzeżenie przeszedł się obok ściany(,) na której po chwili ukazały się wielkie mosiężne drzwi.
Otworzył je i wszedł do ogromnego pomieszczenia(,) w którym znaleźć można było dosłownie wszystko.
Draco dobrze znając to pomieszczenie doskonale(,) wiedział(,) w którą stronę iść.
Szedł w zawrotnym tempie(,) mało co nie zrzucając przedmiotów na około niego. Zwolnił (,) kiedy ujrzał dużą szafę, stojącą samotnie wśród sterty zabawek.