W
ostatecznym rozrachunku słowa to tylko wiatr.
-George
R.R. Martin-
Draco
stojąc pod drzwiami do wieży astronomicznej doskonale słyszał, że
Dumbledore tam jest. Jego ręka była zadziwiająco pewna i stabilna.
Wziął głęboki oddech, szepnął ostatnie słowa pociechy i
gwałtownie otworzył drzwi.
-
Expelliarmus! -krzyknął i
różdżka
Dumbledora wpadła w prześwit w murze i pomknęła
w czarną noc.
Młodzieniec
przez chwilę doznał szoku. Rozbroiłem Dumbledora. Ta
myśl dźwięczała
mu w głowie, nie był w stanie
w nią uwierzyć.
-
Dobry wieczór, Draco – powiedział spokojnym
głosem profesor.
Malfoy
wziął głęboki oddech i rozglądając się dookoła wyszedł ze
skrywającego go cienia.
-
Kto tu jeszcze jest? - zapytał dostrzegając dwie miotły oparte o
gruby mur wieży.
-
To pytanie, które mógłbym zadać tobie. Działasz sam?
-
Nie. Mam wsparcie – odpowiedział Ślizgon uśmiechając się w
duchu. Wiedział, że zaraz przyjdzie tu reszta. - W twojej szkole są
teraz śmierciożercy.
-
No, no, no – odparł Dumbledore z podziwem. - Wspaniale. A więc
znalazłeś sposób, by ich tutaj wpuścić, tak?
-
Tak. Tuż pod twoim nosem, a
ty o niczym nie wiedziałeś!
-
Genialne – skwitował dyrektor. - Ale... wybacz mi... gdzie są
teraz? Bo tutaj nikt cię nie wspiera.
-
Napotkali twoje straże. Walczą teraz tam, na dole. To nie potrwa
długo... Przyszedłem tu pierwszy. Mam... mam tu coś do
załatwienia.
-
No to musisz to zrobić, mój drogi chłopcze – powiedział cicho
Dumbledore, coraz szerzej się uśmiechając.
Draco
zamarł. Uśmiech na twarzy profesora powoli wyprowadzał go z
równowagi. Maska spokoju, którą miał na sobie od rana zaczęła
gdzieś znikać. Nie panował już nad niczym. Myśli w jego głowie
zmieniały się w takim tempie, że żadnej nie mógł zatrzymać
dłużej niż setne sekundy. Cisza, która zapadła głucho
dźwięczała
mu w uszach, a on po raz
pierwszy w życiu nie
wiedział co ma powiedzieć. Stał
jak sparaliżowany, szukając odpowiednich słów, nie mógł ich
jednak znaleźć.
-
Draco, Draco, nie jesteś mordercą – odezwał się w końcu
Dumbledore.
-
Skąd wiesz? - wykrzyknął natychmiast Malfoy, dopiero po chwili
zdał sobie sprawę z tego jakie głupie to pytanie. - Nie wiesz do
czego jestem zdolny – dodał. - Nie wiesz co już robiłem! -
Chciał by jego głos zabrzmiał spokojnie, ale wiedział, że słowa,
które wypowiedział przepełnione były rozpaczą.
-
Och tak, wiem. O mało co nie zabiłeś Katie Bell i Ronalda Wesleya.
Przez cały rok próbowałeś, coraz bardziej rozpaczliwie, zabić
mnie. Wybacz mi, Draco, ale nieudolne to były próby... tak
nieudolne, mówiąc szczerze, że zastanawiam się, czy naprawdę się
do tego przykładałeś.
-
Przykładałem się! - krzyknął
ze złością Draco, chociaż w głębi siebie wiedział, że starzec
ma rację. - Pracowałem nad tym przez cały rok, a tej nocy... -
przerwał mu czyjś krzyk dobiegający
z głębi
zamku. Blondyn
mimowolnie zesztywniał i z przerażeniem spojrzał w stronę drzwi.
-
Ktoś całkiem dzielnie sobie poczyna – stwierdził beztrosko
profesor. - Ale mówiłeś... tak... że udało ci się wpuścić
śmierciożerców do mojej szkoły... Przyznają wydawało mi się to
niemożliwe... Jak tego dokonałeś?
Draco
ciągle patrzył w stronę drzwi. Ulżyło mu, kiedy zdał sobie
sprawę, z tego, że dyrektor próbuje przedłużać rozmowę. Będzie
walczył, Draco ledwie się powstrzymał, by się nie uśmiechnąć.
-
Może powinieneś wziąć się do roboty? - zaczął Dumbledore. - Co
będzie, jak moje straże pokrzyżują plany twojego wsparcia? Jak
pewnie wiesz, w zamku są też członkowie Zakonu Feniksa. A zresztą
ty przecież nie potrzebujesz pomocy... Nie mam w tej chwili
różdżki... nie mogę się bronić.
Draco
wyraźnie słyszał drwinę w głosie profesora.
-
Rozumiem – kontynuował Dumbledore. - Boisz się coś zrobić, póki
ich nie ma.
-
Nie boję się! - Draco spojrzał na rozmówcę. - To ty powinieneś
się bać.
-
Ja? Dlaczego? - zawołał zdziwiony dyrektor.
- Nie sądzę, żebyś się odważył
mnie zabić, Draco. Zabijanie wcale nie jest takie łatwe,
jak sądzą ludzie niewinni... Więc powiedz mi, skoro czekamy na
twoich przyjaciół, jak ci się udało ich tutaj przeszmuglować?
Chyba długo trwało, zanim na to wpadłeś?
Draco
zmierzył profesora nienawistnym spojrzeniem i zanim się odezwał
wziął kilka głębokich oddechów.
-
Musiałem naprawić tę szafkę, w której wszystko znika, od lat
nikt jej nie używał. W zeszłym roku zginął w niej Montague.
-
Aaaach... - westchnął Dumbledore, przymykając na chwilę oczy. -
Bardzo sprytne... Są chyba dwie takie szafki?
-
Druga jest w sklepie Borgina
i Burkesa, ale pomiędzy nimi jest coś w rodzaju przejścia.
Montague powiedział mi, że kiedy go zatrzasnęli
w tej w Hogwarcie, ugrzązł w stanie zawieszenia, chociaż czasami
słyszał, co się dzieje w szkole, a czasami, co się dzieje w
sklepie, jakby szafka wędrowała między tymi dwoma miejscami, ale
jego nikt nie słyszał... W końcu udało mu się z niej deportować,
chociaż nie zdał jeszcze egzaminu. O mały włos nie umarł, jak to
robił. Wszyscy uważali, że to była naprawdę wspaniała przygoda,
tylko ja jeden zdałem
obie sprawę, co to oznacza... nawet Borgin tego nie wiedział...
tylko ja zrozumiałem, że można się dostać do Hogwartu przez te
szafki, tylko trzeba naprawić tę zepsutą.
Draco
zorientował się, że zaczął się powoli uspokajać i odzyskiwać
pewność siebie.
-
Znakomicie – mruknął Dumbledore. - Więc śmierciożercy mogli
przedostać się do szkoły ze sklepu Borgina i Burkesa, żeby ci
pomóc... Sprytny plan, bardzo sprytny plan... i to wszystko, jak
powiedziałeś, tuż pod moim nosem...
-
Tak – powiedział. - Tak, nieźle to obmyśliłem!
-
Ale zdarzało
się – kontynuował
profesor – że ogarniały się wątpliwości, czy uda ci się
naprawić tę szafkę, prawda? I wtedy uciekałeś się do takich
prymitywnych i nieprzemyślanych działań, jak przysłanie mi
zaklętego naszyjnika, który musiał trafić do niewłaściwych
rąk... zatrucie miodu, kiedy szansa, że właśnie ja go wypiję,
była naprawdę znikoma...
-
Tak, ale ty wciąż nie zdawałeś
sobie sprawy, kto za tym wszystkim stoi, prawda? - przerwał mu Draco
drwiącym tonem.
-
Prawdę mówiąc, zdawałem sobie z tego sprawę. Byłem pewny, że
ty.
-
Wiec dlaczego mnie nie powstrzymałeś?
Draco
obserwował profesora i widział z jaką trudnością mu się mówi,
z jaką trudnością zachowuje wyprostowaną sylwetkę.
Co mu się stało?
-
Próbowałem, Draco. Na moje polecenie śledził cię profesor
Snape...
-
Na twoje polecenie? - Draco ledwie powstrzymał się od śmiechu. On
wykonywał polecenia kogoś INNEGO, obiecał mojej matce...
-
Oczywiście – wszedł mu w słowo Dumbledore - Tak ci powiedział,
Draco, ale...
-
On jest podwójnym agentem, ty głupi starcze, wcale nie pracuje dla
ciebie, tak ci się tylko wydaje! - krzyknął blondyn, nie wiedząc
czy bardziej próbuje przekonać sam siebie czy Dumbledora.
-
I tutaj się różnimy, Draco. Tak się składa, że ufam profesorowi
Snapowi...
Malfoy
czuł szczerość i przekonanie bijące od profesora. Dumbledore
zasiewał w nim wątpliwości. Ciotka Bellatriks nie ufała Snapowi,
zawsze powtarzała, że bije od niego jakaś dziwna aura. Zawsze
zjawiał się po bitwie, nigdy jawnie nie walczył przeciw
Dumbledorowi... Nie, to nie możliwe.
-
A więc jesteś bardzo naiwny – odpowiedział. -
Oferował mi swoją pomoc... Chciał by cała sława spłynęła na
niego... chciał zrobić cokolwiek... „Co ty wyprawiasz? To ty
podsunąłeś ten naszyjnik, to było głupie,mogło wszystko popsuć”
… Ale ja mu nie powiedziałem, co robię w Pokoju Życzeń. Jutro
się obudzi i będzie po wszystkim, już nie będzie ulubieńcem
Czarnego Pana, w porównaniu ze mną będzie nikim, po prostu nikim –
skończył mówić i zdał sobie sprawę z tego, że sam nie wierzy
we własne słowa.
-
Miła odmiana – rzekł Dumbledore. - Wszyscy lubimy jak docenia się
nasza ciężką pracę... Ale przecież musiałeś mieć wspólnika...
kogoś w Hogsmeade, kogoś, kto mógł podsunąć Kate ten... ten...
aaaach... Oczywiście... Rosmerta. Od jak dawna jest pod działaniem
zaklęcia Imperius?
-
W końcu się połapałeś, tak?
Z
dołu zamku ponownie dało się słyszeć czyjeś krzyki. Draco
zerknął za siebie, ale nikt nie zbliżał się do wieży.
-
Więc to biedna Rosmerta – kontynuował Dumbledore. - Została
zmuszona do wejścia ukradkiem do
toalety i wręczenia naszyjnika pierwszej uczennicy Hogwartu, która
wejdzie tam sama, prawda? A zatruty miód... no tak, oczywiście,
Rosmerta mogła to zrobić, bo posłała butelkę Slughornowi,
wierząc, że to będzie prezent bożonarodzeniowy dla mnie... Tak,
bardzo sprytne... bardzo dobrze pomyślane... Biedny pan Filch
oczywiście nie pomyślał, by sprawdzić butelkę od Rosmerty...
Powiedz mi, jak się z nią
porozumiewałeś? Myślałem, że wszystkie sposoby komunikacji z
Hogwartu i do Hogwartu są
pod naszą kontrolą?
-
Zaczarowane monety - odrzekł Draco,
ta
rozmowa powoli zaczynała go męczyć. -
Ja miałem jedną, a ona drugą, i w ten sposób mogłem przesyłać
jej polecenia...
-
Czy
to nie jest sposób komunikacji stosowany w zeszłym roku przez
grupę, która nazwała się Gwardią Dumbledora? - zapytał Dumbledore.
-
Tak, to był ich pomysł – przyznał
z lekką niechęcią Draco.
- A pomysł zatrucia miodu podsunęła
mi ta szlama Granger. Podsłuchałem, jak opowiada w bibliotece, że
Filch nie rozpoznaje trucizn...
-
Bardzo cię proszę, żebyś w mojej obecności nie używał
obraźliwych słów.
Draco
zaśmiał się.
-
Obchodzi cię, że nazwałem ją szlamą, chociaż za chwilę
umrzesz?
-
Tak, obchodzi mnie to - odpowiedział
Dumbledore.
- A co do mojej rychłej śmierci, Draco, to miałeś już dość
czasu, żeby mnie zabić. Poza nami nie ma tu nikogo, jestem bardziej
bezbronny, niż mogłeś marzyć, a ty wciąż nic nie robisz... A
jeśli chodzi o dzisiejszą noc to trochę mnie dziwi, jak do tego
wszystkiego doszło... Wiedziałeś, że opuściłem szkołę, tak?
No tak, oczywiście – Dumbledore
nie czekał na odpowiedz -
Rosmerta widziała, jak odchodzę, porozumiała się z tobą,
używając tych pomysłowych monet...
-
Zgadza
się. Ale powiedziała, że masz zamiar czegoś się napić i
wrócisz...
-
No tak, rzeczywiście się czegoś napiłem... i wróciłem...
ledwo... — wymamrotał Dumbledore.
Draco
ciągle był ciekawy co mu się stało, zapewne wypił jakąś
truciznę, ledwie
stał, wyglądał jakby zaraz miał osunąć
się po ścianie i upaść.
-
Więc postanowiłeś zastawić na mnie pułapkę? - zapytał
profesor.
-
Postanowiliśmy
wyczarować nad wieżą Mroczny Znak, żeby ciebie tu zwabić.
Wiedzieliśmy, że natychmiast wrócisz, żeby zobaczyć, kto został
zamordowany. I to podziałało!
-
Poniekąd...
- przyznał Dumbledore. - Ale czy to oznacza, że nikt nie zginął?
-
Ktoś
zginął, jeden z
twoich ludzi... Nie wiem kto, było ciemno... przeszedłem nad jego
ciałem... Miałem czekać tutaj, aż wrócisz, tylko ci z Zakonu
Feniksa weszli nam w drogę...
-
I
właśnie wchodzą - przerwał mu Dumbledore.
Z
dołu dobiegł huk i krzyki, jeszcze głośniejsze niż przedtem.
Draco
miał wrażenie, jakby walka była coraz bliżej.
-
Tak
czy owak jest mało czasu - rzekł Dumbledore. - Pomówmy więc o
tym, jakie masz możliwości wyboru, Draco.
-
Jakie
mam możliwości! - wykrzyknął
Draco z niedowierzaniem. Wiedział, że nie ma możliwości, musi
wykonać zadanie. -
Stoję tutaj z różdżką w ręku... zaraz cię zabiję...
-
Mój
drogi chłopcze, przestańmy się oszukiwać. Gdybyś zamierzał mnie
zabić, zrobiłbyś to w chwilę po tym, jak mnie rozbroiłeś, nie
czekałbyś, żeby sobie najpierw ze mną pogawędzić o sposobach i
środkach.
-
Nie
mam żadnych możliwości wyboru! - odparł
Draco, wyczuł nadzieję w swoim głosie, nadzieję, że może
Dumbledore wbrew wszystkiemu znajdzie jakieś wyjście.
- Muszę cię zabić! On zabije mnie! Zabije całą moją rodzinę!
-
Doceniam
trudność położenia, w jakim się znalazłeś. Jak myślisz,
dlaczego nie zdemaskowałem cię wcześniej? Ponieważ wiedziałem,
że zostaniesz zamordowany, jeśli Lord Voldemort dowie się, że cię
podejrzewam. Nie
śmiałem z tobą rozmawiać na temat misji, jakiej się podjąłeś,
bo bałem się, że użyje wobec ciebie legilimencji - mówił
Dumbledore. - Teraz jednak możemy porozmawiać otwarcie... Nie stało
się jeszcze nic złego, nikogo nie skrzywdziłeś, choć miałeś
dużo szczęścia, że twoje przypadkowe ofiary przeżyły... Mogę
ci pomóc, Draco.
-
Nie,
nie możesz - odpowiedział,
chociaż
bardzo chciał móc powiedzieć,
że oddałby wszystko za tą pomoc, jednak nie wypowiedział tego na
głos. -
Nikt nie może mi pomóc. Powiedział mi, że jak tego nie zrobię,
to mnie zabije. Nie mam wyboru.
-
Przejdź
na właściwą stronę, Draco, a ukryjemy cię tak, że nikt cię nie
znajdzie, uwierz mi. Co więcej, mogę jeszcze tej nocy wysłać
członków Zakonu Feniksa do twojej matki, żeby i ją ukryli. Twój
ojciec jest teraz bezpieczny w Azkabanie... Kiedy nadejdzie czas,
możemy i jego ochronić... Przejdź na właściwą stronę, Draco...
nie jesteś zabójcą...
Draco
oszołomiony wpatrywał się w Dumbledora. Może mnie ochronić,
całą moją rodzinę... rodziców Pottera też miał ochronić,
a jednak Czarny Pan ich dopadł.
Draco
bił się z myślami. Chciał się zgodzić, tak bardzo chciał się
zgodzić, a jednak wiedział, że ojciec i matka stoją po ciemnej
stronie i nawet dla niego z niej nie zrezygnują. Pozwolili
mu zabrnąć tak daleko, pozwolili mu zostać mordercą, może nie
warto ich chronić?..
-
Ale
już daleko zaszedłem, prawda? — powiedział powoli. - Myśleli,
że zginę, próbując tego dokonać, a ja jestem tutaj... ty jesteś
w mojej mocy... z nas dwóch tylko ja mam różdżkę... jesteś
zdany na moją łaskę...
-
Nie,
Draco - powiedział cicho Dumbledore. - To moja łaska, a nie twoja,
teraz się liczy.
Blondyn
jeszcze raz spojrzał na profesora. Z jego oczu biła szczerość.
To
wszystko może zakończyć się właśnie tutaj. Wystarczy jedno
słowo... Draco już otwierał usta by powiedzieć, że przyjmie jego
propozycje, kiedy drzwi na wieżę się otworzyły i cztery osoby
wbiegły spychając Malfoya na bok.
Wszystko
przepadło.
-
Dumbledore zapędzony w kozi róg! - zawołał Carrow.
- Dumbledore
bez różdżki, Dumbledore sam! Dobra robota, Draco, dobra robota!
-
Dobry
wieczór, Amycusie - powiedział spokojnie Dumbledore, rozpoznając
śmierciożercę.
- Widzę, że przyprowadziłeś też Alecto... jak miło...
-
A
więc myślisz, że twoje żarciki pomogą ci na łożu śmierci,
tak? - zadrwiła
kobieta.
-
Żarciki?
Nie, nie, to tylko dobre maniery - odrzekł Dumbledore.
-
Zrób
to - powiedział do
Draco Greyback.
-
To
ty, Fenrirze? - zapytał Dumbledore.
-
Zgadza
się - wychrypiał w
odpowiedzi. -
Rad jesteś, że mnie widzisz, Dumbledore?
-
Nie,
tego nie mogę powiedzieć...
Fenrir
Greyback roześmiał się. W jego uśmiechu Draco dostrzegł kropelki
krwi. Ugryzł kogoś.
-
Ale
wiesz, Dumbledore, jak bardzo lubię dzieci.
-
Czy
mam rozumieć, że teraz atakujesz już nawet wtedy, gdy nie ma pełni
księżyca? To niezwykłe... Tak ci zasmakowało ludzkie mięso, że
nie wystarcza ci jedna ofiara na miesiąc?
-
Zgadza się. Jesteś wstrząśnięty, co, Dumbledore? Przeraża cię
to?
-
Nie
będę udawał, że nie budzi to we mnie odrazy - odrzekł
Dumbledore. - I... tak, jestem wstrząśnięty tym, że Draco
zaprosił tutaj właśnie ciebie, do szkoły, w której mieszka tylu
jego przyjaciół...
-
Nie
zapraszałem go – oburzył
się od razu Draco. -
Nie wiedziałem, że ma tutaj być...
-
Ja
bym nie przepuścił takiej okazji, Dumbledore - zachrypiał
Greyback. - Wycieczka do Hogwartu... tyle gardeł do rozdarcia...
tyle smakołyków... Uniósł rękę i podłubał sobie żółtym
paznokciem w przednich zębach, patrząc pożądliwie na
Dumbledora.
-
Mogę
cię mieć na deser, Dumbledore...
-
Nie – przerwał
mu jeden ze śmierciożerców, których Draco nie znał z imienia.
- Otrzymaliśmy
rozkazy.
Ma to zrobić Draco. No, Draco, tylko raz-dwa.
Draco
zbladł. Teraz kiedy już był tak blisko przejścia na stronę
Dumbledore wiedział, że choćby wydarzyło się najgorsze, on nie
będzie wstanie zabić dyrektora.
-
Po
mojemu to on już jest jedną nogą w grobie! - ryknął
Carrow -
Popatrzcie tylko na niego... Dumby, co się z tobą stało?
-
Och,
coraz słabszy opór, coraz wolniejszy refleks, Amycusie - odrzekł
Dumbledore. - Krótko mówiąc, starość... Pewnego dnia może i
ciebie to spotka... jak będziesz miał szczęście...
-
Co
to znaczy? Co chcesz przez to powiedzieć?! Stary Dumby wcale się
nie zmienił, co? Tylko gadasz i nic nie robisz, nic, nie wiem nawet,
po co Czarnemu Panu twoja śmierć! Dalej, Draco, zabij go!
Gdzieś
z dołu znowu dało się słyszeć hałas. Ktoś krzyknął:
-
Zablokowali
schody! Reducto!
REDUCTO!
-
Dalej,
Draco, szybko!
Draco
słyszał słowa wypowiadane przez ludzi wkoło, jednak nic z nich
nie rozumiał. Ręka
trzęsła mu się tak bardzo, że nawet jakby chciał rzucić jakieś
zaklęcie, to nie był pewny gdzie by ono trafiło.
-
Ja
to zrobię - warknął Greyback i ruszył w
stronę profesora.
-
Powiedziałem:
nie! - krzyknął w
jego stronę Carrow.
Błysnęło
i wilkołaka odrzuciło na bok; uderzył w mur i zatoczył się
rozwścieczony.
-
Zrób
to, Draco, albo odsuń się, to ktoś z nas... - zaskrzeczała
kobieta, ale
przerwały jej otwierające
się drzwi w których stanął Snape.
Snape
przebiegł wzrokiem po wszystkich zgromadzonych.
-
Mamy
problem, Snape - powiedział Carrow.
- Ten
chłopak chyba nie jest w stanie...
Przerwał
mu cichy szept, każda twarz spoglądała teraz na Dumbledora.
-
Severusie...
Snape
wyminął wszystkich i stanął naprzeciwko Dumbledora. Draco
oprzytomniał na tyle by móc obserwować całą scenę. Dostrzegł
wyraz twarzy dyrektora, Dumbledore był umierający.
-
Severusie...
błagam...
Snape
uniósł różdżkę i wycelował nią w Dumbledora.
-
Avada kedavra!
Z
końca jego różdżki wystrzelił strumień zielonego światła i
ugodził Dumbledora prosto w piersi, moc zaklęcia wyrzuciła
Dumbledora w powietrze, gdzie przez ułamek sekundy zawisł pod
jaśniejącą czaszką, a potem powoli, jak wielka szmaciana lalka,
opadł i przewalił się przez blankę.
Draco
stał nieruchomo. Oszołomiony nie był wstanie się nawet ruszyć,
poczuł, że ktoś łapie go za kark i pcha w stronę drzwi. Zaczął
tempo iść na przód. Był tak nieprzytomny, ze nie wiedział jakim
cudem udało mu się przedrzeć
przez wszystkich walczących. Ocknął się dopiero gdy razem ze
Snapem wybiegali przez drzwi zamku.
Słyszał
gwar za swoimi plecami, formułki zaklęć i snopy światła
odbijające się o mury. Jednak
nie zwracał na to uwagi, biegł ile sił w nogach. Dopiero na
błoniach się zatrzymał, kiedy jeden ze śmierciożerców upadł na
ziemie pod wpływem zaklęcia. Draco dostrzegł Pottera biegnącego
za nimi.
-
Drętwota! - krzyczał wybraniec, jednak zaklęcie na każdym razem
chybiało.
-
DRACO, UCIEKAJ! - ryknął Snape w jego stronę.
Malfoy
zaczął biec w stronę zakazanego lasu. Dobiegajac na skraj polany
zatrzymał się. Spojrzał na scenkę w oddali. Na Pottera i Snape
miotających
w siebie zaklęcia. Profesor krzyknął coś do Śmierciożercy,
który biegł w ich stronę. Mężczyzna zaśmiał się i w tym samym
momencie Potter, wijąc się, upadł na ziemie.
-
Nie!
- krzyknął Snape, na
tyle głośno, ze Draco go usłyszał. - Zapomniałeś,
jakie mamy rozkazy? Potter należy do Czarnego Pana... mamy go
zostawić! Idziemy! Idziemy!
Ruszyli
w stronę lasu, kiedy Potter podniósł się i po kilku metrach
krzyknął:
-
Septum... - zablokowany przez Snapa, nie zdążył do końca wypowiedzieć zaklęcia, Draco
jednak rozpoznał formułę, której Potter użył, tamtego
pamiętnego
dnia w toalecie.
-
Nie Potter! - odpowiedział mu Snape. Wyraz jego twarzy znowu zmienił
się jak wtedy gdy rzucał zaklęcie na Dumbledora, nie była to
nienawiść i chęć mordu. Bardziej niechęć do robienia
czegokolwiek. - Śmiesz
używać przeciw mnie moich własnych zaklęć, Potter? To ja je
wymyśliłem... ja, Książę Półkrwi! A ty chciałbyś zwrócić
moje wynalazki przeciw mnie... jak twój plugawy tatuś, tak? O, nie,
nie sądzę... NIE! - dodał.
-
A
więc zabij mnie - wydyszał Potter.
-
Zabij mnie, jak zabiłeś jego, ty tchórzu...
-
NIE
NAZYWAJ MNIE TCHÓRZEM!!
Krzyk
Snape był tak głośny, że Draco aż się wzdrygnął. Dostrzegł,
że Snape odwraca się w stronę lasu, więc schował się za
drzewem. Widział jak na uciekającego profesora rzuca się ptak, po
czym z nadzieją, że Snape zginie oparł się o chłodny konar
drzewa.
-
Przeklęty
hipogryf – mruknął Snape wchodząc do zakazanego lasu.
Draco
stojąc za drzewem słyszał kroki profesora, był
lekko zawiedziony kiedy ten wyszedł z cienia tylko z porwaną szatą.
Westchnął w duchu i wyprostował się.
-
Dlaczego go nie zabiłeś?
Snape
zatrzymał się i spojrzał w stronę Dracona, napotkał jego szare
oczy, w których iskrzył się ogień. Przez chwilę patrzyli na
siebie w milczeniu, w końcu Severus przeniósł wzrok na wyciągniętą
w jego stronę różdżkę i uniósł wysoko brwi, jakby się
śmiejąc.
-
Harry Potter należy do Czarnego Pana – odpowiedział. - On nie
może zginąć, nie teraz – dodał, gdy dostrzegł spojrzenie
Draco.
-
Dlaczego? - zapytał Malfoy, starając się by jego głos był
spokojny. W tym momencie zadźwięczały mu w głowie słowa
Dumbledora „ufam profesorowi Snape'owi”. Już wtedy, na wieży
wiedział, że Dumbledore wie co mówi, jednak dopiero teraz to do
niego dotarło. - Nie jesteś po naszej stronie. - Draco zorientował
się, że powiedział to na głos dopiero gdy Snape znowu na niego
spojrzał.
-
Po naszej stronie? - zaśmiał się. - Draco, ty też po niej nie
stoisz. Nie zabiłeś Dumbledora. Wbrew wszystkiemu jesteś dobrym
człowiekiem, Draco - dodał.
-
Nie masz pojęcia jakim człowiekiem jestem! To czy zabiłem
Dumbledora czy nie, nie ma teraz znaczenia, ważne jest że ty go
zabiłeś! Zabiłeś człowieka, który Ci ufał... Dlaczego?
Dlaczego go zabiłeś skoro... - Draco zamilkł wzdychając z
niedowierzaniem, gdy wszystkie elementy nagle ułożyły się w
całość. - On tego chciał... prawda?... Przeklęty starzec wygrywa
nawet umierając...
-
Ani słowa więcej – warknął Snape. - To bardzo długa historia,
która nie jest przeznaczona dla wszystkich, a ten las ma więcej
uszu niż ci się wydaje – dodał, wymijając wyciągniętą różdżkę
młodzieńca. - Chodź ze mną.
Draco
przez kilka sekund stał nieruchomo wpatrując się w odchodzącego
profesora. W końcu schował różdżkę do kieszeni i ruszył za
oddalającą się postacią.
* Słowa wypowiedziane na wieży (przez Draco, Dumbledora i śmierciożerców) pochodzą z książki Harry Potter i Książe Półkrwi.
__________________________________________________
Najgorszy fragment opowiadania napisany. Myślę, że od tego momentu będzie mi się lepiej pisać i szybciej! :) Zdradzę wam, że opowiadane prawdopodobnie będzie mieć około 20 rozdziałów. Cała historia jest już w mojej głowie, zostało tylko ubrać wszystko w słowa i przenieść na papier. :)
Mimo, iż wiedziałam że śmierć Dumbledorea jest nieunikniona, to jednak coś mnie zakuło w środku. Ale zakończenie wszystko wynagradza. Mega zaskoczyła mnie szczera rozmowa Snapea z Draco, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy i przyznania się Snapea.
OdpowiedzUsuńTeraz czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały, jestem ciekawa jak się to wszystko rozwinie. :-)
Zamykam oczy.
OdpowiedzUsuńI nagle wiem, że wszystko jest tak, jak powinno.
Jestem tu, gdzie moja miejsce.
I naprawdę w to wierzę.
Teraz ty zamknij oczy.
Czy widzisz to, co ja? Piękne łąki, duże lasy, leśny strumyk, w którym woda jest tak czysta, że widać każdy, nawet najmniejszy kamyczek na samym dnie. Słychać śpiew ptaków i czujesz ten niesamowity spokój, który otula Twoje ciało, niczym puchowy kocyk w zimne dni. A potem, otwierasz je. I zaczynasz myśleć, że szansa na to szczęście faktycznie istnieje.
Cóż, jesteś szczęściarzem. Bo gdy ja otwieram oczy, nie widzę nic.
Jedynie zwykłą pustkę, ciszę, której nie jest w stanie wypełnić żaden dźwięk.
I wiem, że właśnie na tym to wszystko polega, tak to wszystko się zakończy.
Więc staram się ich nie otwierać. Stoję z zamkniętymi oczami, wyobrażając sobie, że jestem na szczycie góry i zastanawiam się, czy nie skoczyć.
Zapraszam serdecznie na bloga o tematyce Potterowskiej, jednak nie takie jak każde dotychczasowe. Bohaterką nie jest Lily Evans, choć ona sama również się tam pojawia ;)
http://sekret-przeznaczenia.blogspot.com
Będzie mi bardzo miło jeśli się pojawisz i przy okazji przepraszam za spam.