12 sierpnia 2016

04: Rozpętało się piekło cz.1

Są drogi, którymi nie należy podążać, armie, których nie należy atakować, fortece, których nie należy oblegać, terytoria, o które nie należy walczyć, zarządzenia, których nie należy wykonywać.
-Sun Tzu-
Gdyby w jego łóżku leżała teraz dziewczyna, z pewnością wiedziałaby, że nie śpi. Leżał nieruchomo, jednak myśli przebiegające po jego głowie były głośne, niczym bicie dzwonów. Dzwonów, które niebawem miały zacząć bić, zwiastując tragedię.
Jeśli tylko istniałaby możliwość, by zostać tak na zawsze zrobiłby to. Jednak wiedział, że to co ma do wykonania musi zostać zrobione. Chwila, w której mógł się cofnąć minęła bezpowrotnie. Wiedział, że tego wieczora zginie. Nie było możliwości, by Dumbledore, najpotężniejszy z żyjących czarodziei, poddał się bez walki. Draco nawet opracował plan. Zacznie wypowiadać zaklęcie rozbrojenia, wolno, jakby się wahając, a wtedy profesor w obronie własnej powali go śmiertelnym zaklęciem. Nie ma innej możliwości, Draco będzie otoczony przez tuzin śmierciożerców, Dumbledore nie zaryzykuje życiem, będzie się bronić.
Perspektywa śmierci nawet go cieszyła. Zginie jako bohater, walcząc dla Czarnego Pana, tak przynajmniej opiszą go w gazetach, jedno było pewne - zginie jako wierny przysiędze, jako człowiek honoru. Człowiek, który dotrzymuje słowa. Nie łamie się złożonych przyrzeczeń, w końcu każdy człowiek jest wart tyle ile jego obietnice. A on dotrzymuje zobowiązań. Westchnął. Świadomość, że niezależnie od tego co się wydarzy jest już martwym człowiekiem, momentami go przygnębiała. Pomimo wczesnego wieku, siedemnastu lat, lubił mieć złudną nadzieje, że pozostawi po sobie syna, jedyne co może pozostać po człowieku, skrawek własnej duszy w innej.
Przerwał swoje rozmyślania gwałtownie otwierając oczy. Zegar wybił szóstą.
Draco Malfoy usiadł na łóżku i oparł twarz o swoje mokre, spocone dłonie. Odczuwał strach, nie przed śmiercią, raczej był to strach przed tchórzostwem. Uniósł głowę i spojrzał w dwoje szarych oczu patrzących się na niego. Było w nich wszystko, poczynając od gotowości, kończąc na nadziei i strachu.
- I tak jesteś już martwy, naciesz się ostatnim dniem – powiedział do swojego odbicia. Przymknął oczy, a kiedy na nowo je otworzył jego twarz nie wyrażała nic.
Oblicze człowieka z obojętnością idącego na szafot.



Szafka zniknięć stała schowana w kącie Pokoju Życzeń, przykryta starym, białym prześcieradłem. Draco zdjął z niej płótno i jeszcze raz przyjrzał się meblowi.
- A co by było gdybyś nigdy nie zadziałała? - zapytał w jej kierunku.
Czy gdyby szafka nie działała Śmierciożercy szykowaliby się do wyprawy do Hogawrtu? Czy plan zabicia Dumbledora doszedł by do tego etapu? Czy Draco mógłby po prostu odejść, zniknąć niezauważonym? A co gdyby nigdy nie zgodził się zostać sługą Czarnego Pana?
- Kolejne pytania na które nie ma odpowiedzi, prawda?
Szafa nie odpowiedziała. Monumentalny mebel stał niczym niewzruszony. Draco westchnął i otworzył drzwiczki.
Wnętrze szafki było puste. Chłopak wyrwał kartkę z leżącej obok książki, wyjął z kieszeni pióro i kałamarz i na pustym skrawku papieru napisał kilka słów.
Wszystko gotowe.
D.M.
Włożył kartkę do szafki i zamknął drzwiczki. Odczekał kilka sekund i zajrzał ponownie do środka. Szafka była pusta.
A więc nie pozostaje już nic więcej, poza czekaniem. Czas jest bardzo dziwnym zjawiskiem. Kiedy miło go spędzamy przemija w tak zawrotnym tempie, że ledwie jesteśmy w stanie go zauważyć. A kiedy na coś czekamy, boimy się czegoś czas dłuży się niemiłosiernie. Umysł rejestruje każde uderzenie zegara, odnosi wrażenie, że sekunda trwa całą wieczność. Tak przynajmniej odczuwał to Draco.
Czekał na Śmierciożerców tylko niecały kwadrans, jednak te piętnaście minut dla Dracona trwało mniej więcej tyle co cały rok. Czuł przyśpieszone, mocne uderzenia swojego serca i lekkie drżenie rąk. Ciągle próbował się uspokoić, powtarzał uspokajające słowa w swoich myślach. Ciało go jednak nie słuchało. Żyło zupełnie jakby miało swoje własne życie, jakby nie było zależne od jego głowy. Pierwszy raz w życiu nie mógł zapanować nad swoim własnym ciałem.
Drzwi szafki otwierały się raz za razem, a z wnętrza po kolei wychodzili śmierciożercy. Najpierw pokazał się Greyback, potem Bellatriks, Carrow i kilka innych osób, których Draco nie znał z imienia i nazwiska.
Cały dokładny plan omówili w sklepie Borgina i Burkesa, kiedy Draco przeniósł się tam za pomocą szafki. Teraz musieli go tylko powtórzyć i jeszcze raz upewnić się, że każdy zna swoje zadanie. Rozkazy Voldemorta były proste: zabić Dumbledora. Wszyscy o tym wiedzieli i jednocześnie każdy chciał być tym kto wypowie śmiertelne zaklęcie, z wyjątkiem osoby, która miała to zrobić.
Śmierciożercy byli w świetnym nastroju. Cieszyli się niesamowicie z tego, że nadszedł wreszcie tak długo wyczekiwany przez nich moment. Kiedy wreszcie wszyscy wyszli z szafki zniknięć rozszedł się wśród zgromadzonych pomruk zadowolenia.
Greyback znany ze swojej ekspresji zaczął się głośno śmiać. Było to coś w rodzaju radosnego rechotania, momentami brzmiącego jak pianie koguta.
- Czy ktoś tu jest? - Pytanie dotarło do uszu zgromadzonych i wszyscy na chwilę zamarli.
Draco jako jedyny rozpoznał melodyjny głos profesor Trelawney, już chciał coś powiedzieć, kiedy Carrow zerwał się z miejsca i zamieniając się w obłok czarnego dymu omiótł nauczycielkę i z hukiem wyrzucił ją za drzwi pokoju.
- Czy ty oszalałeś!? - krzyknęła do niego Bellatriks. - Jeśli ona powie komuś, że tu jesteśmy cała nasza akcja może legnąć w gruzach!
- Tak, z pewnością ktoś uwierzy nawiedzonej dziewczynce, widziałaś jak ona wyglądała? Pewnie jakaś uczennica szukała miejsca na schadzkę.
- To profesor Trelawney, uczy wróżbiarstwa – wtrącił Draco.
- Pewnie pomyśli, że zaatakował ją tylko jakiś niewdzięczny uczeń – skwitował wszystko jakiś bezimienny śmierciożerca. - Chyba czas skupić się na tym co mamy do zrobienia.
- Tak, tak – odpowiedziała Bella. - Każdy z nas wie co tutaj robimy – zaczęła mówić donośniejszym tonem. - Dzisiejszego wieczoru świat ujrzy na własne oczy upadek największego wroga Czarnego Pana, jakim jest Albus Dumbledore.
Wszyscy wybuchnęli przytakującym śmiechem.
- To skoro wszyscy wiemy po co tu jesteśmy, powtórzymy jeszcze raz nasze zadania. Bez urazy, Lastrange, ale twoja mowa nie wnosi nic nowego – powiedział Greyback, dławiąc się ze śmiechu
- Moja mowa nic nie wnosi!? - warknęła Bella. - No, jak jesteś taki mądry to sam może powiedz coś co nie będzie wyciem do księżyca.
- Nie sądzę byś chciała, bym zawył do tego księżyca. Lecz jeśli chcesz to z chęcią posmakuję twojego ciała i sprawie, ze ty zawyjesz. To jak, uczynisz mi ten zaszczyt?
Bellatriks rzuciła mu wściekłe spojrzenie, mówiące coś w rodzaju ani słowa więcej.
- Tak myślałem – mruknął w odpowiedzi Greyback i zaśmiał się pod nosem.
- Greyback, zamknij się wreszcie. Patrząc na jej minę, jak powiesz coś więcej to nie skończy się to dobrze dla nikogo z nas – odezwał się Carrow.
- Nie potrzebuję niczyjej obrony, Carrow – zawołała ze złością Bellatriks.
Draco obserwował konwersacje, zastanawiając się kto się kogo bardziej boi. Ciotka Bellatriks wyglądała strasznie i była zdolna do naprawdę złych rzeczy. Carrow zdawał się być całkiem normalny, tak samo jak reszta osób. A Greyback... był wilkołakiem, nigdy nie można być pewnym czego spodziewać się po wilkołaku. A jednak Bellatriks nie wyglądała na zlęknioną, stała dumnie wyprostowana i groźnie spoglądała na swoich towarzyszy.
Malfoy tak bardzo zatopił się w myślach, że przestał słuchać wymiany zdań reszty zgromadzonych. Ocknął się dopiero, gdy poczuł ciężar monety w kieszeni spodni. Bez zastanowienia sięgnął po nią ręką. Rosmerta. Właścicielka Trzech Mioteł takim właśnie sposobem się z nim kontaktowała.
- Dumbledore i Potter właśnie teleportowali się gdzieś z Hogsmeade – przeczytał na głos blondyn. - To wiadomość od Rosmerty – dodał, kiedy wszystkie twarze zwróciły się w jego stronę.
- Czyli Dumbledora nie ma teraz w zamku – zaklęła Bellatriks. - Napisała kiedy wrócą?
- Nie, ale jak tylko ich zobaczy to z pewnością prześle wiadomość – odpowiedział Draco.
- Skoro w szkole nie ma dyrektora to możemy przejąć zamek! - krzyknął Carrow.
- Tak, jak Dumbledore wróci zamek będzie nasz! Wyczarujemy mroczny znak, staruch pomyśli, że ktoś zginął i da się złapać w zasadzkę.
- Możemy zająć wieżę astronomiczną, jako jedyna zazwyczaj jest pusta.
Wszyscy od razu podchwycili ten pomysł i ruszyli biegiem w stronę wyjścia. Greyback zatrzymał się nagle przed drzwiami.
- Ktoś tam jest, więcej niż jedna osoba. Czuję ich. Nie wyjdziemy stąd niezauważeni.
- Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności, ze sklepu Wesleyów. Będzie ciemno, nie zauważą nas, więc bez problemu przemkniemy na drugi korytarz - powiedział Draco, wyjmując z kieszeni torebkę pełną ciemnego pyłu.
- Nie będę używać produktów stworzonych przez plugawych zdrajców krwi.
- To nie jest czas i miejsce na wybrzydzanie, Carrow. A poza tym sam proszek nie wystarczy, jak będzie ciemno to my też nic nie będziemy widzieć.
- Cholera.
- W sklepie Borgina i Burkesa jest ręka Glorii, z nią i proszkiem możemy wyjść niezauważeni – odezwał się w końcu Draco.
- No, no, no... ten chłopak jednak nie jest taki głupi, jakby można pomyśleć, patrząc na jego ojca – stwierdził Alecto. – No co? Wszyscy wiedzą, że wielki Lucjusz popadł w niełaskę – dodał widząc zabójcze spojrzenie Bellatriks.
- Carrow – powiedziała bardzo powoli Bella, patrząc uważnie na śmierciożercę. - Wrócisz do sklepu i przyniesiesz nam rękę Glorii.
- Uważasz, że jestem chłopcem na posyłki?
- Tak – rzekła w odpowiedzi. - Tak właśnie uważam.
Alecto Carrow już chciał coś odpowiedzieć, ale w tym samym momencie Greyback pchnął go w stronę szafki, posyłając mu wymowne spojrzenie. Zrezygnowany wzruszył tylko ramionami i wszedł do szafki.
Nie czekali długo na jego powrót. Po raptem kilku minutach wyłonił się z powrotem niosąc ze sobą potężną czarną rękę.
- Daje światło temu kto ją trzyma... Draco, wyjdziesz z nią i tym całym proszkiem, po czym wyprowadzisz nas wszystkich po kolei. My zajmiemy się wszystkimi, którzy będą walczyć, a ty Gibbon wyjdziesz pierwszy i od razu pobiegniesz na wieżę astronomiczną i wyczarujesz mroczny znak. Wszyscy wiedzą co mają robić?
Draco wraz z innymi skinął głową. Czuł tak ogromną gulę w gardle, że nie był pewien czy byłby w stanie wypowiedzieć choćby jedno słowo. Bał się. Pomimo wszystkich obietnic, które sobie złożył, bał się, nie wiedział tylko czy bardziej ewentualnej przegranej czy zwycięstwa.
Pod Pokojem Życzeń nie czekał na nich nikt, kto mógłby stanowić zagrożenie. Grupka gryfonów, których mogliby powalić jednym zaklęciem. Trzymali się jednak planu. Draco wyszedł pierwszy zrzucając na ziemie proszek, po którym cały korytarz zatopił się w ciemnej mgle. Ręka glorii nie dawała żadnego oszałamiającego światła, przypominała raczej dogasającą pochodnie, swoje zadanie, jednak spełniła. Wszystkim śmierciożercom udało się wyjść z pokoju. Kiedy weszli na następny korytarz spotkali grupkę czarodziei z Zakonu Feniksa.
Rozpętała się bitwa.
Draco w całym swoim życiu nigdy nie widział czegoś takiego. Z każdej strony rozbłyskały kolorowe błyski rzucanych zaklęć. Do jego uszu docierały strzępy wypowiadanych formułek, krzyki, śmiechy, łopotanie szat. Na korytarzu panował gwar. Malfoy stał zdezorientowany, nie wiedział co ma robić, w którym kierunku iść. Stracił orientację, miał wrażenie jakby nigdy wcześniej nie był w tym miejscu.
Możesz uciec, nikt nie zauważy. Podpowiadał mu cicho głosik w głowie. Draco nawet przez chwile był gotowy go posłuchać. Przeszkodziła mu jednak ręka, która ścisnęła go za ramię.
- Idź na wieżę, dorwij Dumbledora. Poradzimy sobie z nimi i dołączymy do ciebie – powiedziała mu do ucha ciotka Bellatriks. - Będziesz bohaterem, Draco. Idź. - Pchnęła go lekko w stronę schodów.
Chłopak sam nie wiedział kiedy zaczął biec w kierunku wieży. Czuł się jakby był w jakimś amoku, jakby jego mózg i ciało żyły w innej czasoprzestrzeni. Zatrzymał się dopiero na samym szczycie schodów.
Za ścianą czekało na niego przeznaczenie. Rano wydawało mu się, że pogodził się ze wszystkim co może się dzisiaj wydarzyć. Teraz, tuż przed decydującym starciem nie wiedział nawet co robi. Plan, który tak skrupulatnie opracował zaginął gdzieś w czeluściach jego pamięci. Nie miał nic poza kilkoma zaklęciami które krążyły mu po głowie. Nie zastanawiał się długo, stojąc pod drzwiami do wieży astronomicznej doskonale słyszał, że Dumbledore tam jest. Jego ręka była zadziwiająco pewna i stabilna. Zastrzyk adrenaliny spowodował, że jego strach na chwilę zniknął.
- Pożegnaj się z życiem, Draco – szepnął, po czym wziął głęboki oddech i gwałtownie otworzył drzwi.
_________________________________________________
Początkowo ten rozdział miał wyglądać inaczej. Miał kończyć się rozmową Draco i Dumbledora na wieży oraz ucieczką z Hogwartu, jednak byłoby trochę za długo, dlatego podzieliłam to na dwie części. Część drugą powinnam dodać na dniach.
Dajcie znać jak wam się podoba. :)

1 komentarz:

  1. Draco wszystko dobrze przemyślał, nie bez powodu jest w domu Salazara Slytherina. Przebiegły i czujny, ale zbyt szybko żegna się z życiem :>
    Najbardziej wyczekuję rozmowy na wieży i odczuć Dracona. Co dalej wydarzy się po opuszczeniu murów zamku. Trzymam za słowo, że część druga ukaże się na dniach :)

    OdpowiedzUsuń