25 lipca 2016

03: Ostateczna decyzja


Nie ma czegoś takiego jak wolność, są tylko różne rodzaje niewoli.

-Trudi Canavan-



Dni mijały powoli i dłużyły się niemiłosiernie. Odkąd Draco wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego minęło dopiero kilka dni, jednak chłopak miał wrażenie jakby było to co najmniej kilka miesięcy.
W każdą sobotę Draco w przeciwieństwie do innych wstawał o świcie. Nie szedł na śniadanie tylko od razu udawał się do Pokoju Życzeń, gdzie spędzał prawie cały poranek, by potem wraz z innymi udać się do Wielkiej Sali.
Jakże był wściekły kiedy budząc się zegarek wskazywał piętnaście po dziesiątej. W dormitorium był sam, reszta musiała już iść na śniadanie. Dając upust swojej złości zgarną ręką przedmioty stojące na szafce. Rzeczy uderzyły o ziemię wywołując chwilowy huk, który po kilku sekundach zamienił się w głuchą ciszę. Ominął bałagan zrobiony przez siebie i szybko się ubrał. Nie patrząc w lustro chciał już wyjść z dormitorium jednak zawrócił się. Spojrzał się na porozrzucane przedmioty i machnął różdżką. W jednej sekundzie zrobił się porządek a Draco wyszedł zamykając z hukiem drzwi.
Wychodząc z Pokoju Wspólnego owiał go chłód bijący od gołych ścian. Zawsze kiedy przechodził przez Lochy dochodził do wniosku, że to dość obskurne miejsce. Nie docierało tu światło dzienne, więc było mrocznie, a widoczność zapewniała tylko lekka poświata kilu świec przytwierdzonych do ściany. 
Mimowolnie się uśmiechnął kiedy wszedł na główny hol prowadzący do Wielkiej Sali. Chłopak jednak ominął ogromne drzwi i ruszył schodami w górę. Wszyscy których mijał patrzyli się na niego ze zdziwieniem. Czego w końcu mógł szukać Ślizgon na górnym piętrze w sobotę, w dzień finałowego meczu między Slytherinem a Gryffindorem. 
Draco zaśmiał się. 
Jeszcze nie tak dawno Quidditch był dla niego jedną z najważniejszych rzeczy, teraz pomimo że nadal jest w drużynie wszystkie mecze omijał szerokim łukiem. Widział jak koledzy są wściekli, że stracili dobrego szukającego, jednak żaden nie był w stanie powiedzieć mu tego wprost. Wszyscy się go bali, co sprawiało że Draco jeszcze bardziej miał tego wszystkiego dość.
Uśmiechnął się ironicznie w stronę Pottera, którego minął na korytarzu. Wiedział, że Wybraniec dzisiaj nie zagra, Snape już o to zadbał, dając mu szlaban na czas meczu. Draco, pomimo swojej obojętności odnośnie Quidditcha, cieszył się, że wygrana Slytherinu jest już prawie pewna. Czasem zdarzało mu się odczuwać coś w rodzaju sentymentu w stosunku do tego sportu. Pamiętał jak cieszył się gdy udało mu się dostać do drużyny. Dostać. Zaśmiał się w duchu, dołączył do drużyny tylko dla tego, że ojciec wszystkich przekupił, sponsorując nowe miotły. On zawsze robił wszystko za mnie. Draco westchnął.
Kiedy wreszcie udało mu się dotrzeć do gobelinu rozejrzał się czy nie ma nikogo w pobliżu i przeszedł trzy razy wzdłuż ściany, powtarzając w myślach: Potrzebuję miejsca, gdzie można coś schować.
Szafka zniknięć stała w tym samym miejscu, w którym zostawił ją ostatnim razem. Przykrywający ją materiał leżał odsłaniając dolny róg mebla. Draco zawsze go tak układał, by mieć pewność że nikt jej nie znalazł. Wiedział, że jeśli ktoś odkrył by szafkę, przykrył by ją z powrotem, dokładnie tak by płótno przykrywało całość. Ludzie są jednak bardzo przewidujący.
Przez kilka chwil patrzył się na szafkę zastanawiając się czy bardziej cieszył by się gdyby zaczęła działać czy może wolałby by szafka na zawsze pozostała tylko bezużytecznym meblem.
Gdzieś w tym kłębie wątpliwości, które przewijały się przez jego głowę, wiedział że jest już za późno by wycofać się bez szwanku. Mógł odejść w każdym momencie, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak odchodząc naraziłby wszystkich na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Nienawidził swojego ojca, tak samo jak ciotki Bellatriks, uczuć do matki sam nie był do końca pewien, jednak nie chciał by komukolwiek z nich stała się krzywda. Nie chciał by zakończyli życie widząc zielony błysk poprzedzony oglądaniem torturowanych bliskich. Nie chciał by inni cierpieli za jego błędy. Chciał być bohaterem. Pieprzonym bohaterem. Tylko czy bohater wybiera stronę zła, tylko dlatego że ślepo podąża śladami ojca, którego nigdy nie był wstanie zadowolić?
Draco w agonii potrząsnął głową.
- Przestań, człowieku. Proszę, przestań. - Powtarzał te słowa niczym mantrę, mając nadzieję, że jego umysł wreszcie przestanie snuć alternatywne rozwiązania. - Zadanie musi zostać wykonane.
Zdjął kolejną już książkę z półki. Kiedy zaczynał prace nad naprawieniem szafki zniknięć przemycił z biblioteki wszystkie książki na temat magicznych przedmiotów. Przeczytał już większość, wypróbował setki zaklęć i żadne z nich nie zadziałało. Kilka co prawda sprawiło, że przedmioty znikały, ale zazwyczaj docierały do celu z dużym uszczerbkiem.
Uszczerbek. To słowo zadźwięczało w głowie Dracona. Nie mógł uwierzyć, że wcześniej na to nie wpadł. Jeśli zamiast kolejnego jabłka sam wejdzie do szafki to rozwiążą się wszystkie jego problemy. Co w zasadzie może się stać? W najgorszym wypadku zginie, co było mało prawdopodobne, najpewniej straci nogę, może rękę. Czym jest utrata kończyn, jeśli dzięki temu uwolni się od wykonywania rozkazów, których nie powinien był nigdy wykonywać?
Po raz pierwszy od wielu miesięcy na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. Udało mu się znaleźć najlepsze rozwiązanie.
Sięgnął po odłożoną na bok książkę i otworzył ją na losowo wybranej stronie. Średniowieczne artefakty i ich sekrety głosił tytuł rozdziału. Przebiegł wzrokiem po pierwszych stronach szukając zaklęć naprawczych. Zatrzymał się na pierwszym znalezionym zaklęciu, napisanym pochyloną czcionką.
- Harmonia Nectere Passus – szepnął Draco. Powtórzył zaklęcie jeszcze kilka razy, by nauczyć się je poprawnie wymawiać. Nigdy nie lubił łacińskich nazw, zawsze brakowało mu pewności co do tego czy dobrze je wymawia i czy przypadkiem nie robi tego ze złym akcentem.
Jeszcze raz spojrzał się na szafkę zniknięć. Nie był do końca pewny czy to co chciał zrobić było właściwe. Wiedział, że wejście do szafki i rozszczepienie się ma w sobie coś z tchórzostwa. A Draco Malfoy nigdy nie chciał być uznany za tchórza. Jednak młodzieniec, który teraz stał w Pokoju Życzeń wiedział doskonale, że zostanie tchórzem czasem jest najlepszym rozwiązaniem. Postępując tak okryje hańbą tylko siebie, kara spadnie na niego, a nie na ludzi dookoła.
- Tylko czy ja naprawdę jestem taki szlachetny? - Zapytał w nieokreślonym kierunku.
Odpowiedziała mu cisza. Sam już nie wiedział czego oczekiwał, jakaś część niego bardzo chciała by ktoś tu teraz był, powiedział magiczne słowa, że wszystko będzie w porządku, że czegokolwiek by nie uczynił będzie to dobry wybór. Pokój był jednak pusty. Nie było nikogo. Tylko on i jego czarne myśli.
Ostatni raz rzucił okiem na szafkę, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia. Kiedy znalazł się na korytarzu wpadł na biegnącą gdzieś dziewczynę.
- Uważaj jak chodzisz – krzyknęła oburzona w jego stronę. - No tak, mogłam się domyślić, Malfoy – powiedziała, zorientowawszy się na kogo wpadła.
- Mógłbym powiedzieć to samo. Zresztą, Wesley, nie musisz się śpieszyć, Gryffindor bez Pottera i tak przegra ten mecz.
- Zdziwisz się jeszcze, kiedy wieczorem to właśnie Gryffindor będzie świętował wygraną. Miłego opłakiwania kolejnej przegranej z rzędu, Malfoy.
Wyminęła go i pewnym krokiem ruszyła w kierunku schodów. Rude włosy powiewały za nią zupełnie jakby były czymś w rodzaju peleryny. Draco lekko zirytowany omiótł ją tylko wzrokiem i skierował się w stronę Wielkiej Sali.
Większość uczniów zbierała się już do wyjścia na stadion. Blondyn korzystając z prawie pustego stołu rozsiadł się wygodnie i zaczął nakładać jedzenie na talerz. Był tak zajęty naprawianiem szafki, że nie zorientował się jak bardzo był głodny.
- No tak, przecież wczoraj nie jadłem nic poza śniadaniem – mruknął pod nosem.
- Jeśli zaczynasz rozmawiać sam ze sobą to jest z tobą gorzej niż myślałem – stwierdził Blaise siadając tuż obok Dracona. - Wybierasz się na mecz?
- Nie.
- Cholera, Malfoy! Ostatni mecz sezonu, a ty zamiast grać, albo chociaż siedzieć na trybunach i kibicować znowu zaszyjesz się gdzieś w bibliotece czy też innym dziwnym miejscu. Wyrwałeś tam jakąś kujonkę, czy jak? 
- Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa, Zabini.
- Właśnie o to chodzi, że to jest moja sprawa. Jesteś moim przyjacielem, martwię się o ciebie. - Na moment z jego twarzy zniknął uśmiech a na jego miejscu pojawiło się zatroskanie. 
- Nie potrzebuję twojej troski - odparł Draco, chociaż tak na prawdę cholernie jej potrzebował. 
- Ach, zapomniałem, przecież wielki Draco Malfoy został śmierciożercą i ma ważne rzeczy do wykonania – warknął ironicznie Blaise. - Mógłbyś już przestać i wrócić na ziemię.
Draco odwrócił głowę znad jedzenia i spojrzał na kolegę. Przez moment patrzyli na siebie w milczeniu, jakby ważąc wypowiedziane przed chwilą słowa.
- Chyba właśnie straciłem apetyt – stwierdził wreszcie Draco i wstał od stołu. Wolnym krokiem wyszedł z Wielkiej Sali i z powrotem skierował się do Pokoju Życzeń.
Dopiero kiedy znalazł się sam, za niewidocznymi drzwiami dał upust swoim emocjom. Na nieszczęście półki zawalonej tysiącem dupereli, Draco z całej siły kilka razy w nią uderzył. Na jego knykciach pojawiły się krople krwi, powoli wypływające spod zdartej skóry. Od zawsze wiedział, że fizyczne wyżycie pomaga na silne emocje. A teraz był wściekły, nie wiedział tylko czy bardziej na Zabiniego czy na samego siebie.
Spojrzał na swoje krwawiące ręce i powstrzymał chęć zahamowania krwawienia zaklęciem. Zaklął tylko pod nosem, czując lekkie pieczenie i podszedł do szafki.
- Teraz albo nigdy – stwierdził i z pełnym zdecydowaniem wypowiedział słowa zaklęcia. - Harmonia Nectere Passus.
Spojrzał na mebel, ale nic się nie zmieniło. Wziął głęboki oddech i wszedł do wnętrza szafy, powoli zamykając za sobą drzwi.
To co stało się potem przypominało trochę podróże za pomocą świstoklików a trochę najzwyklejszą teleportację. Wirowało mu w głowie, w pewnym momencie stracił grunt pod nogami, a chwile po tym utracił resztki świadomości.
Kiedy się ocknął zdał sobie sprawę, że leży w ciemności. Było mu przeraźliwie zimno i nie czuł nic od pasa w dół. Otaczała go cisza. Wzdrygnął się na myśl o tym, że to co właśnie się działo było dokładnym odwzorowaniem jego wyobrażenia na temat tego jak wygląda piekło.
Myśl racjonalnie. Upominał siebie w myślach. To nie może być piekło, to po prostu rozszczepienie. Straciłem nogi. Obie. Nie. To nie możliwe, rozszczepienie powinno boleć, a ja nic nie czuje. A więc to jednak piekło. Cholera, nie żyję.
Nagle dotarło do niego, że nie czuje nóg, dlatego że odpłynęła z nich cała krew. Ostrożnie przewrócił się na bok i uderzył w coś twardego. Coś co się poruszyło, lekko skrzypiąc.
Draco wypadł z szafki wprost na zimną, marmurową podłogę. Przez jego myśli przebiegła świadomość tego, że nie jest już Pokoju Życzeń. Uważnie się rozejrzał, przyglądając się kształtom wyłaniającym się z mroku. Dostrzegł znajome przedmioty, wielką, drewnianą ladę stojącą dokładnie na środku pomieszczenia. Kiedy był tu jako dziecko był zachwycony tym miejscem. Sklep Borgin & Burkes zawsze sprawiał że czuł się tu jak w domu. Tym razem było inaczej.
- Kurwa!
Jeśli wcześniej był wściekły to nie istnieje żadne słowo, które opisałoby to co czuł teraz. Dopiero w tej chwili, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że szafka zniknięć działa, dotarło do niego, że będzie musiał zabić Albusa Dumbledora.
~*~
Był późny wieczór, więc ulica Nokturnu wyglądała na opuszczoną, co jeszcze bardziej dodawało jej mroku. Gdzieś z oddali dochodziły strzępy cichej rozmowy. Trójka osób zmierzała w stronę sklepu Borgin & Burkes.
Drzwi jak zwykle były otwarte. Bellatriks ostrożnie je uchyliła i wtedy zorientowała się, że w środku ktoś jest. Przechyliła głowę w stronę Greybacka.
- Ktoś jest w środku – szepnęła mu do ucha.
- Aha, czuję, ale nie znam tego zapachu – odpowiedział.
- Przestańcie marudzić, w końcu to ten ktoś powinien się bać – warknął zniecierpliwiony Alecto Carrow.
Bella z niechęcią przyznała mu rację i dumnie wkroczyła w półmrok sklepu. Skierowała się w stronę zaplecza, kiedy otworzyła drzwi zobaczyła postać siedzącą przy biurku, w milczeniu stukającą palcami w jego blat.
- Draco – powiedziała podchodząc bliżej. - Jak się... - urwała w połowie zdania. - Naprawiłeś szafkę.
Malfoy nic nie odpowiedział, skinął tylko głową. Na twarzach reszty zgromadzonych pojawił się uśmiech tryumfu.
- Trzeba powiadomić Czarnego Pana – powiedział od razu Carrow.
- Już niedługo, Draco - szepnęła Bellatriks jakby nie słysząc słów Carrowa - Zabijesz Dumbledora, my przejmiemy władzę nad Hogwartem. Zostaniesz bohaterem – powiedziała.
- Tak, już niedługo – odpowiedział Malfoy.
Zostanę pieprzonym bohaterem. Nie wiem tylko czy chcę nim być.

________________________________________________________
Powiem wam, że początkowo ten rozdział miał być trochę inny. Po namyśle jednak troszkę go zmodyfikowałam. Jak powiedział kiedyś King, jeśli coś piszesz to przeczytaj to potem i usuń wszystko co zbędne. Może nie usunęłam wszystkiego co zbędne, ale część na pewno.
Dajcie znać jak wam się podoba :)

3 komentarze:

  1. Szkoda mi Draco, tego przez co przechodzi psychicznie. :c Ale to Malfoy, wiem, że da sobie radę. :D Kurczę, czekam na kolejny rozdział i to bardzo! Jestem ciekawa spotkania Draco z Dumbledorem.
    Nie każ długo czekać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Odkąd Draco wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego(,) minęło dopiero kilka dni, jednak chłopak miał wrażenie(,) jakby było to co najmniej kilka miesięcy.
    W każdą sobotę Draco(,) w przeciwieństwie do innych(,) wstawał o świcie. Nie szedł na śniadanie(,) tylko od razu udawał się do Pokoju Życzeń, gdzie spędzał prawie cały poranek, by potem wraz z innymi udać się do Wielkiej Sali.
    Jakże był wściekły(,) kiedy budząc się(,) zegarek wskazywał piętnaście po dziesiątej. W dormitorium był sam, reszta musiała już iść na śniadanie. Dając upust swojej złości(,) zgarną(ł) ręką przedmioty stojące na szafce. Rzeczy uderzyły o ziemię(,) wywołując chwilowy huk, który po kilku sekundach zamienił się w głuchą ciszę.
    Nie patrząc w lustro(,) chciał już wyjść z dormitorium(,) jednak zawrócił się. Spojrzał się (bez się) na porozrzucane przedmioty i machnął różdżką. W jednej sekundzie zrobił się porządek(,) a Draco wyszedł(,) zamykając z hukiem drzwi.
    Zawsze (,)kiedy przechodził przez Lochy(,) dochodził do wniosku, że to dość obskurne miejsce.
    lekka poświata kilu (kilku) świec przytwierdzonych do ściany.
    Mimowolnie (uśmiechnął się) się uśmiechnął(,) kiedy wszedł na główny hol prowadzący do Wielkiej Sali.
    Wszyscy(,) których mijał(,) patrzyli się na niego ze zdziwieniem.
    Jeszcze nie tak dawno Quidditch (małą literą) był dla niego jedną z najważniejszych rzeczy, teraz(,) pomimo że nadal jest w drużynie(,) wszystkie mecze omijał szerokim łukiem. Widział (,)jak koledzy są wściekli, że stracili dobrego szukającego, jednak żaden nie był w stanie powiedzieć mu tego wprost. Wszyscy się go bali, co sprawiało(,) że Draco jeszcze bardziej miał tego wszystkiego dość.
    Pamiętał(,) jak cieszył się(,) gdy udało mu się dostać do drużyny.
    Kiedy wreszcie udało mu się dotrzeć do gobelinu(,) rozejrzał się(,) czy nie ma nikogo
    Szafka (Z)niknięć stała w tym samym miejscu, w którym zostawił ją ostatnim razem. Przykrywający ją materiał leżał(,) odsłaniając dolny róg mebla.
    Draco zawsze go tak układał, by mieć pewność(,) że nikt jej nie znalazł. Wiedział, że jeśli ktoś odkrył by (odkryłby) szafkę, przykrył by (przykryłby) ją z powrotem, dokładnie tak(,) by płótno przykrywało całość. Ludzie są jednak bardzo przewidujący (przewidywalni).
    Przez kilka chwil patrzył się na szafkę(,) zastanawiając się czy bardziej cieszył by (cieszyłby) się(,) gdyby zaczęła działać(,) czy może wolałby(,) by szafka na zawsze pozostała tylko bezużytecznym meblem.
    Gdzieś w tym kłębie wątpliwości, które przewijały się przez jego głowę, wiedział(,) że jest już za późno(,) by wycofać się bez szwanku.
    Jednak odchodząc(,) naraziłby wszystkich na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
    Nienawidził swojego ojca, (bez przecinka) tak samo jak ciotki Bellatriks, uczuć do matki sam nie był do końca pewien, jednak nie chciał(,) by komukolwiek z nich stała się krzywda. Nie chciał(,) by zakończyli życie(,) widząc zielony błysk poprzedzony oglądaniem torturowanych bliskich. Nie chciał(,) by inni cierpieli za jego błędy.
    Tylko czy bohater wybiera stronę zła,(bez przecinka) tylko dlatego(,) że ślepo podąża śladami ojca, którego nigdy nie był wstanie zadowolić?
    Kiedy zaczynał prace nad naprawieniem szafki zniknięć (wielkimi) (,) przemycił z biblioteki wszystkie książki na temat magicznych przedmiotów.
    Jeśli zamiast kolejnego jabłka sam wejdzie do szafki(,) to rozwiążą się wszystkie jego problemy.
    Przebiegł wzrokiem po pierwszych stronach(,) szukając zaklęć naprawczych.
    Nie był do końca pewny czy to(,) co chciał zrobić(,) było właściwe
    Postępując tak(,) okryje hańbą tylko siebie, kara spadnie na niego, (bez) a nie na ludzi dookoła.

    OdpowiedzUsuń
  3. - Tylko czy ja naprawdę jestem taki szlachetny? – (z)apytał w nieokreślonym kierunku.
    Sam już nie wiedział(,) czego oczekiwał, jakaś część niego bardzo chciała(,) by ktoś tu teraz BYŁ, powiedział magiczne słowa, że wszystko BĘDZIE w porządku, że czegokolwiek by nie uczynił(,) BĘDZIE to dobry wybór. Pokój BYŁ jednak pusty. Nie BYŁO nikogo.
    Kiedy znalazł się na korytarzu(,) wpadł na biegnącą gdzieś dziewczynę.
    - Uważaj(,) jak chodzisz – krzyknęła oburzona w jego stronę. - No tak, mogłam się domyślić, Malfoy – powiedziała, zorientowawszy się (,)na kogo wpadła.
    Rude włosy powiewały za nią zupełnie (,)jakby były czymś w rodzaju peleryny.
    Blondyn(,) korzystając z prawie pustego stołu(,) rozsiadł się wygodnie i zaczął nakładać jedzenie na talerz. BYŁ tak zajęty naprawianiem szafki, że nie zorientował się(,) jak bardzo BYŁ głodny.
    - Jeśli zaczynasz rozmawiać sam ze sobą to(,) jest z tobą gorzej(,) niż myślałem – stwierdził Blaise(,) siadając tuż obok Dracona. - Wybierasz się na mecz?
    - Cholera, Malfoy! Ostatni mecz sezonu, a ty zamiast grać, (BEZ PRZECINKA) albo chociaż siedzieć na trybunach i kibicować(,) znowu zaszyjesz się gdzieś w bibliotece czy też innym dziwnym miejscu.
    A teraz był wściekły, nie wiedział tylko czy bardziej na Zabiniego(,) czy na samego siebie.
    To(,) co stało się potem(,) przypominało trochę podróże za pomocą świstoklików a trochę najzwyklejszą teleportację.
    Kiedy się ocknął(,) zdał sobie sprawę, że leży w ciemności.
    Wzdrygnął się na myśl o tym, że to(,) co właśnie się działo(,) było dokładnym odwzorowaniem jego wyobrażenia na temat tego(,) jak wygląda piekło.
    To nie możliwe(NIEMOŻLIWE(, rozszczepienie powinno boleć, a ja nic nie czuje.
    Nagle dotarło do niego, że nie czuje nóg, (BEZ PRZECINKA) dlatego(,) że odpłynęła z nich cała krew. Ostrożnie
    Coś(,) co się poruszyło, lekko skrzypiąc.
    Kiedy BYŁ tu jako dziecko(,) BYŁ zachwycony tym miejscem. Sklep Borgin & Burkes zawsze sprawiał(,) że czuł się tu jak w domu.
    Jeśli wcześniej był wściekły(,) to nie istnieje żadne słowo, które opisałoby to(,) co czuł teraz.
    Skierowała się w stronę zaplecza, kiedy otworzyła drzwi(,) zobaczyła postać(,) siedzącą przy biurku, w milczeniu stukającą palcami w jego blat.
    - Już niedługo, Draco - szepnęła Bellatriks(,) jakby nie słysząc słów Carrowa - Zabijesz Dumbledora, my przejmiemy władzę nad Hogwartem. Zostaniesz bohaterem – powiedziała.

    Opowiadanie bardzo mi się podoba, szczególnie kreacja Draco. Nie jest taką tchórzliwą, zapłakaną fretką, jaką próbowała z niego zrobić Rowling. Szczerze mówiąc, taki charakter bardziej do niego pasuje. Dużym plusem jest też to, że idziesz torami książki, zamiast wymyślać własną fabułę od samego początku. Ponadto dobrze oddałaś w pierwszym rozdziale jego stosunek do Czarnego Pana. Ta służalczość i strach były wyczuwalne. Fajnie też, że Malfoy nie grzecznym chłopcem. Ten kpiący, niedziękujący za pomoc ślizgon bardzo mi przypadł do gustu. Pomimo licznych błędów i niedopatrzeń przyjemnie się to czyta i naprawdę sprawia to przyjemność.

    Jeżeli masz ochotę wpadnij do mnie:
    https://naprzeciw-przeznaczenia.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że znajdziesz chwilkę, by przeczytać, może skomentować :)

    PS Proszę, powiadamiaj mnie o nowych notkach na moim blogu, bo niestety nie masz gadżetu obserwatorów i nie mogę się dodać ;)

    Pozdrawiam
    E.M.S.

    OdpowiedzUsuń