Nie
ma czegoś takiego jak wolność, są tylko różne rodzaje
niewoli.
-Trudi
Canavan-
Dni
mijały powoli i dłużyły się niemiłosiernie. Odkąd Draco
wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego minęło dopiero kilka dni, jednak
chłopak miał wrażenie jakby było to co najmniej kilka miesięcy.
W
każdą sobotę Draco w przeciwieństwie do innych wstawał o świcie.
Nie szedł na śniadanie tylko od razu udawał się do Pokoju Życzeń,
gdzie spędzał prawie cały poranek, by potem wraz z innymi udać
się do Wielkiej Sali.
Jakże
był wściekły kiedy budząc się zegarek wskazywał piętnaście po
dziesiątej. W dormitorium był sam, reszta musiała już iść na
śniadanie. Dając upust swojej złości zgarną ręką przedmioty
stojące na szafce. Rzeczy uderzyły o ziemię wywołując chwilowy
huk, który po kilku sekundach zamienił się w głuchą ciszę.
Ominął bałagan zrobiony przez siebie i szybko się ubrał. Nie
patrząc w lustro chciał już wyjść z dormitorium jednak zawrócił
się. Spojrzał się na porozrzucane przedmioty i machnął różdżką.
W jednej sekundzie zrobił się porządek a Draco wyszedł zamykając
z hukiem drzwi.
Wychodząc
z Pokoju Wspólnego owiał go chłód bijący od gołych ścian.
Zawsze kiedy przechodził przez Lochy dochodził do wniosku, że to
dość obskurne miejsce. Nie docierało tu światło dzienne, więc
było mrocznie, a widoczność zapewniała tylko lekka poświata kilu
świec przytwierdzonych do ściany.
Mimowolnie
się uśmiechnął kiedy wszedł na główny hol prowadzący do
Wielkiej Sali. Chłopak jednak ominął ogromne drzwi i ruszył
schodami w górę. Wszyscy których mijał patrzyli się na niego ze
zdziwieniem. Czego w końcu mógł szukać Ślizgon na górnym
piętrze w sobotę, w dzień finałowego meczu między Slytherinem a
Gryffindorem.
Draco
zaśmiał się.
Jeszcze
nie tak dawno Quidditch był dla niego jedną z najważniejszych
rzeczy, teraz pomimo że nadal jest w drużynie wszystkie mecze
omijał szerokim łukiem. Widział jak koledzy są wściekli, że
stracili dobrego szukającego, jednak żaden nie był w stanie
powiedzieć mu tego wprost. Wszyscy się go bali, co sprawiało że
Draco jeszcze bardziej miał tego wszystkiego dość.
Uśmiechnął
się ironicznie w stronę Pottera, którego minął na korytarzu.
Wiedział, że Wybraniec dzisiaj nie zagra, Snape już o to zadbał,
dając mu szlaban na czas meczu. Draco, pomimo swojej obojętności
odnośnie Quidditcha, cieszył się, że wygrana Slytherinu jest już
prawie pewna. Czasem zdarzało mu się odczuwać coś w rodzaju
sentymentu w stosunku do tego sportu. Pamiętał jak cieszył się
gdy udało mu się dostać do drużyny. Dostać. Zaśmiał się
w duchu, dołączył do drużyny tylko dla tego, że ojciec
wszystkich przekupił, sponsorując nowe miotły. On zawsze robił
wszystko za mnie. Draco westchnął.
Kiedy
wreszcie udało mu się dotrzeć do gobelinu rozejrzał się czy nie
ma nikogo w pobliżu i przeszedł trzy razy wzdłuż ściany,
powtarzając w myślach: Potrzebuję miejsca, gdzie można coś
schować.
Szafka
zniknięć stała w tym samym miejscu, w którym zostawił ją
ostatnim razem. Przykrywający ją materiał leżał odsłaniając
dolny róg mebla. Draco zawsze go tak układał, by mieć pewność
że nikt jej nie znalazł. Wiedział, że jeśli ktoś odkrył by
szafkę, przykrył by ją z powrotem, dokładnie tak by płótno
przykrywało całość. Ludzie
są jednak bardzo przewidujący.
Przez
kilka chwil patrzył się na szafkę zastanawiając się czy bardziej
cieszył by się gdyby zaczęła działać czy może wolałby by
szafka na zawsze pozostała tylko bezużytecznym meblem.
Gdzieś
w tym kłębie wątpliwości, które przewijały się przez jego
głowę,
wiedział że jest już za późno by wycofać się bez szwanku.
Mógł odejść w każdym momencie, doskonale zdawał sobie z tego
sprawę. Jednak odchodząc naraziłby wszystkich na jeszcze większe
niebezpieczeństwo. Nienawidził swojego ojca, tak samo jak ciotki
Bellatriks, uczuć do matki sam nie był do końca pewien, jednak nie
chciał by komukolwiek z nich stała się krzywda. Nie chciał by
zakończyli życie widząc zielony błysk poprzedzony oglądaniem
torturowanych bliskich. Nie chciał by inni cierpieli za jego błędy.
Chciał być bohaterem. Pieprzonym
bohaterem.
Tylko czy bohater wybiera stronę zła, tylko dlatego że ślepo
podąża śladami ojca, którego nigdy nie był wstanie zadowolić?
Draco
w agonii potrząsnął głową.
-
Przestań, człowieku. Proszę, przestań. - Powtarzał te słowa
niczym mantrę, mając nadzieję, że jego umysł wreszcie przestanie
snuć alternatywne rozwiązania. - Zadanie musi zostać wykonane.
Zdjął
kolejną już książkę z półki. Kiedy zaczynał prace nad
naprawieniem szafki zniknięć przemycił z biblioteki wszystkie
książki na temat magicznych przedmiotów. Przeczytał już
większość, wypróbował setki zaklęć i żadne z nich nie
zadziałało. Kilka co prawda sprawiło, że przedmioty znikały, ale
zazwyczaj docierały do celu z dużym uszczerbkiem.
Uszczerbek.
To
słowo zadźwięczało w głowie Dracona. Nie mógł uwierzyć, że
wcześniej na to nie wpadł. Jeśli zamiast kolejnego jabłka sam
wejdzie do szafki to rozwiążą się wszystkie jego problemy. Co w
zasadzie może się stać? W najgorszym wypadku zginie, co było mało
prawdopodobne, najpewniej straci nogę, może rękę. Czym jest
utrata kończyn, jeśli dzięki temu uwolni się od wykonywania
rozkazów, których nie powinien był nigdy wykonywać?
Po
raz pierwszy od wielu miesięcy na jego twarzy pojawił się szczery
uśmiech. Udało mu się znaleźć najlepsze rozwiązanie.
Sięgnął
po odłożoną na bok książkę i otworzył ją na losowo wybranej
stronie. Średniowieczne
artefakty i ich sekrety
głosił tytuł rozdziału. Przebiegł
wzrokiem po pierwszych stronach szukając zaklęć naprawczych.
Zatrzymał się na pierwszym znalezionym zaklęciu, napisanym
pochyloną czcionką.
-
Harmonia Nectere Passus – szepnął Draco. Powtórzył zaklęcie
jeszcze kilka razy, by nauczyć się je poprawnie wymawiać. Nigdy
nie lubił łacińskich nazw, zawsze brakowało mu pewności co do
tego czy dobrze je wymawia i
czy przypadkiem nie robi tego ze złym akcentem.
Jeszcze
raz spojrzał się na szafkę zniknięć. Nie był do końca pewny
czy to co chciał zrobić było właściwe. Wiedział, że wejście
do szafki i rozszczepienie się ma w sobie coś z tchórzostwa. A
Draco Malfoy nigdy nie chciał być uznany za tchórza. Jednak
młodzieniec, który teraz stał w Pokoju Życzeń wiedział
doskonale, że zostanie tchórzem czasem jest najlepszym
rozwiązaniem. Postępując tak okryje hańbą tylko siebie, kara
spadnie na niego, a nie na ludzi dookoła.
-
Tylko czy ja naprawdę jestem taki szlachetny? - Zapytał w
nieokreślonym kierunku.
Odpowiedziała
mu cisza. Sam już nie wiedział czego oczekiwał, jakaś część
niego bardzo chciała by ktoś tu teraz był, powiedział magiczne
słowa, że wszystko będzie w porządku, że czegokolwiek by nie
uczynił będzie to dobry wybór. Pokój był jednak pusty. Nie było
nikogo. Tylko on i jego czarne myśli.
Ostatni
raz rzucił okiem na szafkę, odwrócił się na pięcie i ruszył w
kierunku wyjścia. Kiedy znalazł się na korytarzu wpadł na
biegnącą gdzieś dziewczynę.
-
Uważaj jak chodzisz – krzyknęła oburzona w jego stronę. - No
tak, mogłam się domyślić, Malfoy – powiedziała, zorientowawszy
się na kogo wpadła.
-
Mógłbym powiedzieć to samo. Zresztą, Wesley, nie musisz się
śpieszyć, Gryffindor bez Pottera i tak przegra ten mecz.
-
Zdziwisz się jeszcze, kiedy wieczorem to właśnie Gryffindor będzie
świętował wygraną. Miłego opłakiwania kolejnej przegranej z
rzędu, Malfoy.
Wyminęła
go i pewnym krokiem ruszyła w kierunku schodów. Rude włosy
powiewały za nią zupełnie jakby były czymś w rodzaju peleryny.
Draco lekko zirytowany omiótł ją tylko wzrokiem i skierował się
w stronę Wielkiej Sali.
Większość
uczniów zbierała się już do wyjścia na stadion. Blondyn
korzystając z prawie pustego stołu rozsiadł się wygodnie i zaczął
nakładać jedzenie na talerz. Był tak zajęty naprawianiem szafki,
że nie zorientował się jak bardzo był głodny.
-
No tak, przecież wczoraj nie jadłem nic poza śniadaniem –
mruknął pod nosem.
- Jeśli zaczynasz rozmawiać sam ze sobą to jest z tobą gorzej niż
myślałem – stwierdził Blaise siadając tuż obok Dracona. -
Wybierasz się na mecz?
-
Nie.
- Cholera, Malfoy! Ostatni mecz sezonu, a ty zamiast grać, albo
chociaż siedzieć na trybunach i kibicować znowu zaszyjesz się
gdzieś w bibliotece czy też innym dziwnym miejscu. Wyrwałeś tam
jakąś kujonkę, czy jak?
-
Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa, Zabini.
-
Właśnie o to chodzi, że to jest moja sprawa. Jesteś moim
przyjacielem, martwię się o ciebie. - Na moment z jego twarzy zniknął uśmiech a na jego miejscu pojawiło się zatroskanie.
-
Nie potrzebuję twojej troski - odparł Draco, chociaż tak na prawdę cholernie jej potrzebował.
-
Ach, zapomniałem, przecież wielki Draco Malfoy został
śmierciożercą i ma ważne rzeczy do wykonania – warknął
ironicznie Blaise. - Mógłbyś już przestać i wrócić na ziemię.
Draco
odwrócił głowę znad jedzenia i spojrzał na kolegę. Przez moment patrzyli na siebie w milczeniu, jakby ważąc wypowiedziane przed
chwilą słowa.
-
Chyba właśnie straciłem apetyt – stwierdził wreszcie Draco i
wstał od stołu. Wolnym krokiem wyszedł z Wielkiej Sali i z
powrotem skierował się do Pokoju Życzeń.
Dopiero
kiedy znalazł się sam, za niewidocznymi drzwiami dał upust swoim
emocjom. Na nieszczęście półki zawalonej tysiącem dupereli,
Draco z całej siły kilka razy w nią uderzył. Na jego knykciach
pojawiły się krople krwi, powoli wypływające spod zdartej skóry.
Od zawsze wiedział, że fizyczne wyżycie pomaga na silne emocje. A
teraz był wściekły, nie wiedział tylko czy bardziej na Zabiniego
czy na samego siebie.
Spojrzał
na swoje krwawiące ręce i powstrzymał chęć zahamowania
krwawienia zaklęciem. Zaklął tylko pod nosem, czując lekkie
pieczenie i podszedł do szafki.
-
Teraz albo nigdy – stwierdził i z pełnym zdecydowaniem
wypowiedział słowa zaklęcia. - Harmonia Nectere Passus.
Spojrzał
na mebel, ale nic się nie zmieniło. Wziął głęboki oddech i
wszedł do wnętrza szafy, powoli zamykając za sobą drzwi.
To
co stało się potem przypominało trochę podróże za pomocą
świstoklików a trochę najzwyklejszą teleportację. Wirowało mu w
głowie, w pewnym momencie stracił grunt pod nogami, a chwile po tym
utracił resztki świadomości.
Kiedy
się ocknął zdał sobie sprawę, że leży w ciemności. Było mu
przeraźliwie zimno i nie czuł nic od pasa w dół. Otaczała go
cisza. Wzdrygnął się na myśl o tym, że to co właśnie się
działo było dokładnym odwzorowaniem jego wyobrażenia na temat
tego jak wygląda piekło.
Myśl
racjonalnie. Upominał siebie w myślach. To nie może być
piekło, to po prostu rozszczepienie. Straciłem nogi. Obie. Nie. To
nie możliwe, rozszczepienie powinno boleć, a ja nic nie czuje. A
więc to jednak piekło. Cholera, nie żyję.
Nagle
dotarło do niego, że nie czuje nóg, dlatego że odpłynęła z
nich cała krew. Ostrożnie przewrócił się na bok i uderzył w coś
twardego. Coś co się poruszyło, lekko skrzypiąc.
Draco
wypadł z szafki wprost na zimną, marmurową podłogę. Przez jego
myśli przebiegła świadomość tego, że nie jest już Pokoju
Życzeń. Uważnie się rozejrzał, przyglądając się kształtom
wyłaniającym się z mroku. Dostrzegł znajome przedmioty, wielką,
drewnianą ladę stojącą dokładnie na środku pomieszczenia. Kiedy
był tu jako dziecko był zachwycony tym miejscem. Sklep Borgin
& Burkes
zawsze sprawiał że czuł się tu jak w domu. Tym razem było
inaczej.
-
Kurwa!
Jeśli
wcześniej był wściekły to nie istnieje żadne słowo, które
opisałoby to co czuł teraz. Dopiero w tej chwili, kiedy zdał sobie
sprawę z tego, że szafka zniknięć działa, dotarło do niego, że
będzie musiał zabić Albusa Dumbledora.
~*~
Był
późny wieczór, więc ulica Nokturnu wyglądała na opuszczoną, co
jeszcze bardziej dodawało jej mroku. Gdzieś z oddali dochodziły
strzępy cichej rozmowy. Trójka osób zmierzała w stronę sklepu
Borgin & Burkes.
Drzwi
jak zwykle były otwarte. Bellatriks ostrożnie je uchyliła i wtedy
zorientowała się, że w środku ktoś jest. Przechyliła głowę w
stronę Greybacka.
-
Ktoś jest w środku – szepnęła mu do ucha.
-
Aha, czuję, ale nie znam tego zapachu – odpowiedział.
-
Przestańcie marudzić, w końcu to ten ktoś powinien się bać –
warknął zniecierpliwiony Alecto Carrow.
Bella
z niechęcią przyznała mu rację i dumnie wkroczyła w półmrok
sklepu. Skierowała się w stronę zaplecza, kiedy otworzyła drzwi
zobaczyła postać siedzącą przy biurku, w milczeniu stukającą
palcami w jego blat.
-
Draco – powiedziała podchodząc bliżej. - Jak się... - urwała w
połowie zdania. - Naprawiłeś szafkę.
Malfoy
nic nie odpowiedział, skinął tylko głową. Na twarzach reszty
zgromadzonych pojawił się uśmiech tryumfu.
-
Trzeba powiadomić Czarnego Pana – powiedział od razu Carrow.
-
Już niedługo, Draco - szepnęła Bellatriks jakby nie słysząc słów Carrowa - Zabijesz Dumbledora, my przejmiemy władzę
nad Hogwartem. Zostaniesz bohaterem – powiedziała.
-
Tak, już niedługo – odpowiedział Malfoy.
Zostanę
pieprzonym bohaterem. Nie wiem tylko czy chcę nim być.
________________________________________________________
Powiem wam, że początkowo ten rozdział miał być trochę inny. Po namyśle jednak troszkę go zmodyfikowałam. Jak powiedział kiedyś King, jeśli coś piszesz to przeczytaj to potem i usuń wszystko co zbędne. Może nie usunęłam wszystkiego co zbędne, ale część na pewno.
Dajcie znać jak wam się podoba :)
Szkoda mi Draco, tego przez co przechodzi psychicznie. :c Ale to Malfoy, wiem, że da sobie radę. :D Kurczę, czekam na kolejny rozdział i to bardzo! Jestem ciekawa spotkania Draco z Dumbledorem.
OdpowiedzUsuńNie każ długo czekać :D
Odkąd Draco wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego(,) minęło dopiero kilka dni, jednak chłopak miał wrażenie(,) jakby było to co najmniej kilka miesięcy.
OdpowiedzUsuńW każdą sobotę Draco(,) w przeciwieństwie do innych(,) wstawał o świcie. Nie szedł na śniadanie(,) tylko od razu udawał się do Pokoju Życzeń, gdzie spędzał prawie cały poranek, by potem wraz z innymi udać się do Wielkiej Sali.
Jakże był wściekły(,) kiedy budząc się(,) zegarek wskazywał piętnaście po dziesiątej. W dormitorium był sam, reszta musiała już iść na śniadanie. Dając upust swojej złości(,) zgarną(ł) ręką przedmioty stojące na szafce. Rzeczy uderzyły o ziemię(,) wywołując chwilowy huk, który po kilku sekundach zamienił się w głuchą ciszę.
Nie patrząc w lustro(,) chciał już wyjść z dormitorium(,) jednak zawrócił się. Spojrzał się (bez się) na porozrzucane przedmioty i machnął różdżką. W jednej sekundzie zrobił się porządek(,) a Draco wyszedł(,) zamykając z hukiem drzwi.
Zawsze (,)kiedy przechodził przez Lochy(,) dochodził do wniosku, że to dość obskurne miejsce.
lekka poświata kilu (kilku) świec przytwierdzonych do ściany.
Mimowolnie (uśmiechnął się) się uśmiechnął(,) kiedy wszedł na główny hol prowadzący do Wielkiej Sali.
Wszyscy(,) których mijał(,) patrzyli się na niego ze zdziwieniem.
Jeszcze nie tak dawno Quidditch (małą literą) był dla niego jedną z najważniejszych rzeczy, teraz(,) pomimo że nadal jest w drużynie(,) wszystkie mecze omijał szerokim łukiem. Widział (,)jak koledzy są wściekli, że stracili dobrego szukającego, jednak żaden nie był w stanie powiedzieć mu tego wprost. Wszyscy się go bali, co sprawiało(,) że Draco jeszcze bardziej miał tego wszystkiego dość.
Pamiętał(,) jak cieszył się(,) gdy udało mu się dostać do drużyny.
Kiedy wreszcie udało mu się dotrzeć do gobelinu(,) rozejrzał się(,) czy nie ma nikogo
Szafka (Z)niknięć stała w tym samym miejscu, w którym zostawił ją ostatnim razem. Przykrywający ją materiał leżał(,) odsłaniając dolny róg mebla.
Draco zawsze go tak układał, by mieć pewność(,) że nikt jej nie znalazł. Wiedział, że jeśli ktoś odkrył by (odkryłby) szafkę, przykrył by (przykryłby) ją z powrotem, dokładnie tak(,) by płótno przykrywało całość. Ludzie są jednak bardzo przewidujący (przewidywalni).
Przez kilka chwil patrzył się na szafkę(,) zastanawiając się czy bardziej cieszył by (cieszyłby) się(,) gdyby zaczęła działać(,) czy może wolałby(,) by szafka na zawsze pozostała tylko bezużytecznym meblem.
Gdzieś w tym kłębie wątpliwości, które przewijały się przez jego głowę, wiedział(,) że jest już za późno(,) by wycofać się bez szwanku.
Jednak odchodząc(,) naraziłby wszystkich na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Nienawidził swojego ojca, (bez przecinka) tak samo jak ciotki Bellatriks, uczuć do matki sam nie był do końca pewien, jednak nie chciał(,) by komukolwiek z nich stała się krzywda. Nie chciał(,) by zakończyli życie(,) widząc zielony błysk poprzedzony oglądaniem torturowanych bliskich. Nie chciał(,) by inni cierpieli za jego błędy.
Tylko czy bohater wybiera stronę zła,(bez przecinka) tylko dlatego(,) że ślepo podąża śladami ojca, którego nigdy nie był wstanie zadowolić?
Kiedy zaczynał prace nad naprawieniem szafki zniknięć (wielkimi) (,) przemycił z biblioteki wszystkie książki na temat magicznych przedmiotów.
Jeśli zamiast kolejnego jabłka sam wejdzie do szafki(,) to rozwiążą się wszystkie jego problemy.
Przebiegł wzrokiem po pierwszych stronach(,) szukając zaklęć naprawczych.
Nie był do końca pewny czy to(,) co chciał zrobić(,) było właściwe
Postępując tak(,) okryje hańbą tylko siebie, kara spadnie na niego, (bez) a nie na ludzi dookoła.
- Tylko czy ja naprawdę jestem taki szlachetny? – (z)apytał w nieokreślonym kierunku.
OdpowiedzUsuńSam już nie wiedział(,) czego oczekiwał, jakaś część niego bardzo chciała(,) by ktoś tu teraz BYŁ, powiedział magiczne słowa, że wszystko BĘDZIE w porządku, że czegokolwiek by nie uczynił(,) BĘDZIE to dobry wybór. Pokój BYŁ jednak pusty. Nie BYŁO nikogo.
Kiedy znalazł się na korytarzu(,) wpadł na biegnącą gdzieś dziewczynę.
- Uważaj(,) jak chodzisz – krzyknęła oburzona w jego stronę. - No tak, mogłam się domyślić, Malfoy – powiedziała, zorientowawszy się (,)na kogo wpadła.
Rude włosy powiewały za nią zupełnie (,)jakby były czymś w rodzaju peleryny.
Blondyn(,) korzystając z prawie pustego stołu(,) rozsiadł się wygodnie i zaczął nakładać jedzenie na talerz. BYŁ tak zajęty naprawianiem szafki, że nie zorientował się(,) jak bardzo BYŁ głodny.
- Jeśli zaczynasz rozmawiać sam ze sobą to(,) jest z tobą gorzej(,) niż myślałem – stwierdził Blaise(,) siadając tuż obok Dracona. - Wybierasz się na mecz?
- Cholera, Malfoy! Ostatni mecz sezonu, a ty zamiast grać, (BEZ PRZECINKA) albo chociaż siedzieć na trybunach i kibicować(,) znowu zaszyjesz się gdzieś w bibliotece czy też innym dziwnym miejscu.
A teraz był wściekły, nie wiedział tylko czy bardziej na Zabiniego(,) czy na samego siebie.
To(,) co stało się potem(,) przypominało trochę podróże za pomocą świstoklików a trochę najzwyklejszą teleportację.
Kiedy się ocknął(,) zdał sobie sprawę, że leży w ciemności.
Wzdrygnął się na myśl o tym, że to(,) co właśnie się działo(,) było dokładnym odwzorowaniem jego wyobrażenia na temat tego(,) jak wygląda piekło.
To nie możliwe(NIEMOŻLIWE(, rozszczepienie powinno boleć, a ja nic nie czuje.
Nagle dotarło do niego, że nie czuje nóg, (BEZ PRZECINKA) dlatego(,) że odpłynęła z nich cała krew. Ostrożnie
Coś(,) co się poruszyło, lekko skrzypiąc.
Kiedy BYŁ tu jako dziecko(,) BYŁ zachwycony tym miejscem. Sklep Borgin & Burkes zawsze sprawiał(,) że czuł się tu jak w domu.
Jeśli wcześniej był wściekły(,) to nie istnieje żadne słowo, które opisałoby to(,) co czuł teraz.
Skierowała się w stronę zaplecza, kiedy otworzyła drzwi(,) zobaczyła postać(,) siedzącą przy biurku, w milczeniu stukającą palcami w jego blat.
- Już niedługo, Draco - szepnęła Bellatriks(,) jakby nie słysząc słów Carrowa - Zabijesz Dumbledora, my przejmiemy władzę nad Hogwartem. Zostaniesz bohaterem – powiedziała.
Opowiadanie bardzo mi się podoba, szczególnie kreacja Draco. Nie jest taką tchórzliwą, zapłakaną fretką, jaką próbowała z niego zrobić Rowling. Szczerze mówiąc, taki charakter bardziej do niego pasuje. Dużym plusem jest też to, że idziesz torami książki, zamiast wymyślać własną fabułę od samego początku. Ponadto dobrze oddałaś w pierwszym rozdziale jego stosunek do Czarnego Pana. Ta służalczość i strach były wyczuwalne. Fajnie też, że Malfoy nie grzecznym chłopcem. Ten kpiący, niedziękujący za pomoc ślizgon bardzo mi przypadł do gustu. Pomimo licznych błędów i niedopatrzeń przyjemnie się to czyta i naprawdę sprawia to przyjemność.
Jeżeli masz ochotę wpadnij do mnie:
https://naprzeciw-przeznaczenia.blogspot.com/
Mam nadzieję, że znajdziesz chwilkę, by przeczytać, może skomentować :)
PS Proszę, powiadamiaj mnie o nowych notkach na moim blogu, bo niestety nie masz gadżetu obserwatorów i nie mogę się dodać ;)
Pozdrawiam
E.M.S.